Jak podał w piątek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (czyli po korekcie o wpływ zmian cen) zwiększyła się w sierpniu o 4,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 5,7 proc. w lipcu. Ankietowani przez „Rzeczpospolitą” ekonomiści spodziewali się przeciętnie nieco wyższego odczytu, na poziomie 5,1 proc.
Za lekkim wyhamowaniem wzrostu sprzedaży w sierpniu w stosunku do lipca przemawiała mniejsza niż rok temu liczba dni handlowych oraz słabe wyniki sprzedaży samochodów. Nawet w tym kontekście rzeczywistość okazała się dość rozczarowująca. W tym roku tylko w dwóch miesiącach sprzedaż rosła wolniej: w marcu (1,8 proc. rok do roku) i w czerwcu (3,7 proc.). W obu przypadkach był to jednak efekt niesprzyjającego handlowi układu świąt i związanych z tym urlopów.
Średnio w pierwszych ośmiu miesiącach roku sprzedaż detaliczna, liczona w sklepach zatrudniających co najmniej dziewięć osób, rosła w tempie 5,9 proc. rok do roku, w porównaniu do 6,8 proc. w takim samym okresie ub.r.
Większość ekonomistów podtrzymuje jednak ocenę, że w II połowie roku wydatki konsumpcyjne – stanowiące szerszą kategorię niż sprzedaż detaliczna – będą rosły szybciej niż w pierwszej. Ma to być efekt m.in. rozszerzenia programu 500+ na każde dziecko, które pozytywnie wpłynie na i tak już wysokie tempo wzrostu dochodów gospodarstw domowych.
Zdaniem Jakuba Rybackiego, ekonomisty z ING Banku Śląskiego, w drugiej połowie roku można spodziewać się wzrostu konsumpcji o 5 proc. rok do roku, po średnio 4,1 proc. w pierwszych dwóch kwartałach. Ekonomista podkreśla jednak, że tego przyspieszenia konsumpcji może nie być widać w danych o sprzedaży detalicznej. Słabo odzwierciedlają one bowiem popyt na usługi, które mają coraz większą rolę w strukturze wydatków.