GUS podkreśla, że w pandemicznym 2020 r. odnotowaliśmy rekordowo niski przyrost naturalny. Więcej osób zmarło, niż się urodziło, zarówno ze względu na wyższą niż przeciętnie umieralność, jak i bardzo niski poziom urodzeń.
Wyzwanie dla systemu
– Rzeczywiście, tempo starzenia się ludności przyspieszyło w Polsce w ostatnich latach i jest obecnie jednym z najwyższych w Europie – komentuje Paweł Wojciechowski, główny ekonomista Pracodawców RP i były główny ekonomista ZUS. – Tendencje są takie, że w 2040 r. już połowa ludności w naszym kraju będzie powyżej 50. roku życia – dodaje.
Takie procesy prowadzą do coraz większego obciążenia i – w perspektywie – niewydolności systemu ubezpieczeń społecznych i dużych napięć na rynku pracy. – Już teraz grupa osób w wieku produkcyjnym kurczy się o 230 tys. osób rocznie. Stąd brak rąk do pracy na rynku – analizuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Doraźne łatanie luk
– Zapaść demograficzna w Polsce jest niemożliwa do uniknięcia – zaznacza Kozłowski. Jak wyjaśnia, to efekt spadającej już od dekad dzietności. By zmienić trendy demograficzne, trzeba by zachęcić polskie rodziny do rodzenia znacznie większej liczby dzieci niż obecnie, a przecież i tak ewentualne efekty zobaczylibyśmy na rynku pracy za jakieś 20–30 lat. Dlatego potrzebne są działania doraźne, które chociaż krótkoterminowo ograniczyłyby skutki starzenia się społeczeństwa.
Jak wymieniają eksperci, chodzi przede wszystkim o dalszą aktywizację zawodową, szczególnie kobiet i osób starszych (tak, by dłużej pozostawały na rynku pracy). Należałoby też stworzyć porządną politykę migracyjną, by zachęcić pracowników z zagranicy nie tylko do pracy tymczasowej, ale i do osiedlania się w Polsce na stałe.
Słaba ocena w KPO
Pytanie, czy Krajowy Plan Odbudowy, czyli plan ważnych reform do przeprowadzenia w Polsce za pomocą unijnego Funduszu Odbudowy, daje dobre recepty, by powstrzymać negatywne trendy demograficzne. – W KPO znalazła się odpowiednia diagnoza, zasygnalizowano też jakieś zmiany, ale nie przystają one do skali wyzwań, przed którymi stoimy – ocenia Kozłowski. – Trudno oczekiwać, by proponowane tam rozwiązania znacząco zmieniły sytuację – wyjaśnia.