Wyjątkowo krótko indyjski rynek akcji cieszył się mianem czwartego pod względem wielkości na świecie. Nałożenie się hossy w Indiach i bessy w Chinach sprawiło, że kapitalizacja tego pierwszego rynku przekroczyła wartość wszystkich spółek notowanych w Hongkongu, jednak trwało to tylko jeden dzień, bo na chińskich rynkach rozpoczęło się odreagowanie.
Inwestycyjny wyścig między Chinami a Indiami rozstrzygnięty?
Mimo to tendencja, którą pokazuje to wydarzenie, jest jasna – w miarę jak trudności gospodarcze i kolizyjny kurs z Zachodem odstraszają globalnych inwestorów od Chin, coraz bardziej korzystają na tym Indie. W ciągu ostatnich pięciu lat indyjski indeks S&P BSE SENSEX zyskał w dolarze po korekcie o dywidendy 80 proc., podczas gdy jego chiński odpowiednik CSI300 wzrósł o symboliczne 5 proc.
Czytaj więcej
Zwiększa się dystans, jaki dzieli Chiny od USA pod względem nominalnego PKB. Chiny największą gospodarką świata mogą nie zostać już nigdy.
Jako jedno z najlepszych miejsc do inwestowania przez najbliższą dekadę południowoazjatycką gospodarkę wskazują tak renomowane banki jak Goldman Sachs czy Morgan Stanley. Chinom coraz bardziej ciąży kryzys na rynku nieruchomości, na który obawiające się przyrostu zadłużenia władze nie są skłonne odpowiedzieć w zdecydowany sposób. Jednocześnie autorytarna polityka zwiększa wśród konsumentów i drobnych przedsiębiorców poczucie niepewności.
Inwestycje w Indiach: Wzrost dynamiczny, ale jest już drogo
Tymczasem osłabiające się więzi z obawiającym się nadmiernego uzależnienia od dostaw z Chin Zachodem skutkują zatrzymaniem wzrostu eksportu, przesuwaniem przez globalne korporacje inwestycji do innych krajów i odpływem kapitałów. Choć Indie są przez Zachód krytykowane m.in. za politykę podatkową, to wyrastają na przeciwwagę dla Chin, a na tle Państwa Środka przy swoim dynamicznym wzroście wyglądają niemal jak wymarzone miejsce do inwestowania.