Do końca marca chętne kraje mogą się zgłaszać jako członkowie-założyciele Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych. Według Jina Liquna, tymczasowego szefa tworzonej od podstaw instytucji, będzie ich około 35, w tym przedstawiciele świata zachodniego. Do ABII chcą dołączyć Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Holandia i Włochy, a także Australia. Waha się Kanada. W Ottawie muszą rozważyć wątpliwości towarzyszące innym krajom zwykle blisko związanym z USA, jak Wielka Brytania i Australia. Czy dołączyć do interesującej inicjatywy, która może mieć wpływ na rozwój Azji i przynieść kontrakty ich firmom? Czy też solidaryzować się z USA, dla których ABII to konkurencja dla Banku Światowego i projekt o nieprzejrzystej strukturze zarządzania. W Europie przyjaciele USA podeszli do tego pragmatycznie.
— ABII to dobry projekt dla Azji, jest też więc dobry dla Holandii. Musimy być dobrze reprezentowani w tym regionie. 30 procent naszego dochodu narodowego pochodzi z zagranicy — oświadczył Mark Rutte, premier Holandii.
Akces do banku zgłosiła oficjalnie Rosja, zdaniem chińskiego ministra finansów dołączyć chcą też Brazylia i Gruzja. Plus oczywiście wiele krajów azjatyckich. Być może akcjonariuszem ABII stanie się nawet Japonia, wielki rywal Chin w regionie i sojusznik USA. W wypowiedzi dla dziennika Financial Times ambasador Japonii w Pekinie zapowiedział, że może to nastąpić w ciągu kilku miesięcy.
— Japońska społeczność biznesowa późno się obudziła, ale teraz prowadzi wielką kampanię na rzecz ABII, co przynosi skutki — powiedział Masato Kitera. To zaskakujące, bo wcześniej Tokio było sceptyczne. Również dlatego, że jest liderem instytucji konkurencyjnej — Azjatyckiego Banku Rozwoju.
Polska analizuje ewentualność przystąpienia do banku zarówno pod względem gospodarczym, politycznym, jak i finansowym - dowiedzieliśmy się w resorcie finansów.