Propozycje administracji Donalda Trumpa dotyczące nowych warunków funkcjonowania NAFTA, strefy wolnego handlu łączącej USA, Kanadę i Meksyk zagrażają funkcjonowaniu handlu w regionie. Administracja USA chce kilku zmian, które praktycznie podważyłyby sens istnienia NAFTA – tzw. połowy wsadu w produkcji samochodów oraz tzw. klauzuli zachodzącego słońca oznaczającej, że każda umowa będzie wygasać po 5 latach. Wszystko to ma na celu ograniczenie deficytu USA w handlu z Meksykiem.
W Meksyku, podobnie, jak w Kanadzie, takie stanowisko USA, dodatkowo podgrzewane atakami Donalda Trumpa na samą ideę NAFTA (prezydent USA woli umowy dwustronne od wielostronnych), nie budzi zachwytu. Stany Zjednoczone Meksyku nie czekają jednak bezczynnie, aż północny sąsiad rozmontuje porozumienie, które umożliwiło powstanie olbrzymiego sektora przemysłowego nastawionego na eksport. Meksykański rząd wstępnie rozmawiał już, chociażby, z Chinami na temat handlu. A importowane z USA zboże czy owoce mogą być zastąpione dostawami z Argentyny i Chile.
- Są sposoby, by zaadaptować się do nowej sytuacji – stwierdził minister gospodarki Ildenfonso Guajardo Villareal w jednym z telewizyjnych wywiadów.
Wraz z likwidacją NAFTA warunki handlu między Meksykiem a USA wróciłby do tych, które są standardem w obrębie WTO (Światowej Organizacji Handlu). W przypadku przemysłu samochodowego oznaczałoby to 2,5 cła na składane w Meksyku pojazdy.
- Czy podobają się nam te cła? Nie. Czy możemy z nimi żyć? Tak – powiedział „The Telegraph" Luis de la Calle, były meksykański negocjator porozumień handlowych.