Za baryłkę ropy gatunku WTI płacono w poniedziałek rano nawet 27 dolarów, a za baryłkę gatunku Brent 31 dolarów, czyli najmniej od czterech lat. Rynek zareagował paniczną wyprzedażą na to, że kraje OPEC i Rosja nie porozumiały się w prawie cięć w wydobyciu surowca. Inwestorzy wyprzedawali akcje koncernów naftowych. Papiery BP oraz Royal Dutch Shell straciły po około 20 proc. Do paniki na rynkach przyczyniła się też decyzja o wprowadzeniu kwarantanny na północy Włoch.
Czas kapitulacji
Amerykański indeks Dow Jones Industrial zaczął poniedziałkową sesję od spadku o 1800 pkt, czyli o 7 proc. O 7 proc. spadał wówczas również S&P 500, a to spowodowało automatyczne uruchomienie „wyłącznika", przerywającego sesję na 15 minut. Brazylijski indeks Bovespa zniżkował na początku sesji o 10 proc. Włoski FTSE MIB spadał zaś w ciągu dnia o prawie 12 proc. Polski WIG20, niemiecki DAX, francuski CAC40 i brytyjski FTSE 100 traciły po południu po ponad 8 proc. Wcześniej fala wyprzedaży dotknęła Azji. Japoński indeks Nikkei 225 stracił ponad 5 proc. i pod względem technicznym wszedł w bessę (od grudniowego szczytu spadł o ponad 20 proc.). Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, stracił ponad 4 proc., a tajski SET prawie 8 proc.
Przecena na rynku naftowym uderzyła w waluty państw będących dużymi eksporterami ropy. Rosyjski rubel osłabł o prawie 9 proc. wobec dolara. Za 1 dolara płacono w poniedziałek prawie 75 rubli, czyli najwięcej od czterech lat. Jen japoński, tradycyjnie uznawany przez inwestorów za „bezpieczną przystań", stał się najmocniejszy wobec dolara od 2016 r. Za 1 dol. płacono nawet 101,6 jena. Z kolei kurs franka szwajcarskiego sięgnął nawet 4,11 zł, czyli najwyższego poziomu od końcówki 2016 r. Cena złota przebiła 1700 dol., czyli doszła do najwyższego poziomu od 2013 r. Bitcoin spadał natomiast o 16 proc., dochodząc po południu do 7,6 tys. dol.
Inwestorzy przechodzą od etapu paniki do kapitulacji. Myślenie o zakupach na rynkach to obecnie rzecz dla odważnych i jest znacząca niepewność dotycząca rozprzestrzeniania się koronawirusa i jego wpływu na gospodarkę – twierdzi Russ Mould, dyrektor inwestycyjny w firmie AJ Bell.
– To będzie zapamiętane jako czarny poniedziałek. Jeśli myśleliście, że to nie mogło pójść gorzej niż wcześniej, to pomyślcie raz jeszcze. Krew dosłownie leje się na ulicach i mamy rzeź na rynkach. Jest ryzyko strat na rynku naftowym, które musi zostać pokryte wyprzedawaniem czego innego – wskazuje Neil Wilson, analityk z firmy Markets.com.