Początek notowań był dość niemrawy. WIG20 co prawda zaczął notowania od symbolicznego wzrostu, jednak już po kilku minutach handlu podaż dała o sobie znać. Było to o tyle dziwne zachowanie, że nie miało ono uzasadnienia ani w opublikowanych danych makroekonomicznych, ani też w wydarzeniach na innych parkietach. Informacje, które napłynęły z Polski okazały się bowiem nieznacznie lepsze od oczekiwań. Sprzedaż detaliczna w październiku wzrosła o 2,3 proc. Stopa bezrobocia spadła natomiast z 11,5 proc. do 11,3 proc. Na innych rynkach dominował natomiast kolor zielony co stwarzało idealne warunki do wzrostów również na GPW. Nasze byki były jednak bardzo ospałe. Co prawda indeks największych spółek po południu wyszedł w końcu na plus, ale wzrost rzędu 0,3 proc. na nikim nie robił większego wrażenia. Tym bardziej, że rynki czekały jeszcze na publikację informacji ze Stanów Zjednoczonych. Te rozczarowały. Indeks zaufania konsumentów Conference Board osiągnął w listopadzie poziom 88,7 pkt podczas, gdy specjaliści spodziewali się odczytu na poziomie 95 pkt. To przesądziło o początku notowań na Wall Street, gdzie pierwsze godziny handlu upłynęły pod znakiem przeceny. Dla graczy na GPW był to doskonały pretekst, aby wykonać kolejny zwrot. Indeksy warszawskiego rynku znów zaczęły tracić na wartości i jak się okazały pod kreską zostały aż do końca dnia. WIG20 stracił 0,02 proc. Gorzej poradziły sobie średnie i małe firmy. WIG50 spadł o prawie 0,5 proc. zaś WIG250 0,2 proc. Co ciekawe odporne na dane ze Stanów Zjednoczonych okazały się inne europejskie rynki. Zarówno niemiecki DAX, jak i francuski CAC40 zamknęły dzień na plusie.

Obserwatorów naszego rynku może zaskakiwać aktywność inwestorów. Obroty na całym rynku wyniosły prawie 1,3 mld zł. GPW już dawno nie zanotowała tak dobrego wyniku. Ma to jednak związek z przetasowaniami w indeksie MSCI EM i ruchami inwestorów, którzy dostosowywali swoje portfele do nowego składu tego indeksu.