- Większość inwestorów lubi otrzymywać dywidendy, ale mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, jak duży wkład wnoszą one do całkowitej stopy zwrotu z akcji w długim horyzoncie – napisali eksperci amerykańskiej instytucji w niedawnej publikacji.

Według Adama Parkera, głównego analityka banku ds. amerykańskiego rynku akcji, w  latach 1930-2011 dywidendy odpowiadały za ponad 42 proc. całkowitej stopy zwrotu z akcji, która wynosiła średnio 9,2 proc. rocznie. Pozostała część stopy zwrotu to efekt wzrostu cen akcji.

Z zestawienia Parkera wynika jednak, że w ostatnich dekadach znaczenie dywidend nieco zmalało. O ile np. w latach 70. dochód z dywidend stanowił ponad  71,1 proc. zysków z inwestycji w akcje, to w latach 2003-2011 już tylko 33 proc. Wynika to m.in. z tego, że firmy coraz częściej zamiast wypłaty dywidend przekazują akcjonariuszom zyski na drodze skupu własnych walorów. To podbija ich notowania, zwiększając udział wzrostu cen w całkowitej stopie zwrotu z akcji.

Stopa dywidendy dla spółek z indeksu S&P 500 wynosi obecnie 2,4 proc. W ujęciu historycznym to niewiele, ale zdaniem Parkera, wskaźnik ten będzie rósł. Amerykańskie spółki mają bowiem rekordowe zasoby gotówki, a w związku ze słabą koniunkturą okazji inwestycyjnych mają niewiele. Dodatkowo, członkowie zarządów firm coraz częściej otrzymują część płacy w akcjach zastrzeżonych (tzn. z ograniczonym prawem ich zbywania), zamiast w opcjach na akcje. A to może sprawić, że będą oni kładli większy nacisk na dzielenie się zyskami spółki z akcjonariuszami, zamiast na zwiększanie wartości jej akcji.

Według Parkera, inwestorzy którzy poszukują w miarę stabilnych i pewnych stóp zwrotu mogą je obecnie znaleźć wyłącznie na rynku akcji, kupując papiery spółek dywidendowych. Bezpieczne obligacje mają bowiem obecnie bardzo niską rentowność. W przypadku amerykańskich 10-letnich papierów skarbowych oscyluje ona wokół 1,7 proc.