Listy kolejkowe, kurs akcji ogłaszany raz dziennie, czerwone szelki maklerów, jedna sesja w tygodniu. Handel na warszawskiej giełdzie w pierwszych latach po jej uruchomieniu zupełnie nie przypominał rzeczywistości z 2013 r.
22 lata temu inwestorzy mieli do wyboru akcje jedynie pięciu spółek, które właśnie wchodziły na giełdę (Exbud, Kable, Krosno, Próchnik i Tonsil). – Nie było wtedy czasu na oficjalne otwarcie, które nastąpiło dopiero 2 lipca. Bardzo się baliśmy, że arkusz zleceń się nie wypełni, że nie będzie zainteresowania handlem. Baliśmy się, czy kursy transakcyjne uda się ustalić – wspomina Wiesław Rozłucki, prezes GPW w latach 1991–2006.
Na inauguracyjnej sesji złożono 112 zleceń kupna i sprzedaży, a łączny obrót wyniósł 19 mln 900 tys. zł (obecnie, po denominacji, 1990 zł).
– Nikt z nas nie myślał o żadnej konferencji prasowej, nikt tego nie organizował, ale zjawiło się bardzo dużo ludzi, masa dziennikarzy z kamerami. Dwa razy w życiu byłem świadkiem takiej sytuacji, którą mogę nazwać historyczną. Raz podczas mszy papieskiej w 1978 r., a drugi raz właśnie wtedy, gdy musiałem wygłosić informację o przebiegu pierwszych transakcji – dodaje pierwszy prezes GPW.
Choć polski rynek kapitałowy budowano od podstaw, postawiono na sprawdzone rozwiązania międzynarodowe. Dzięki temu handel na GPW nie odbiega od standardów przyjętych na dojrzałych rynkach.