Ministrowie finansów UE spotkają się w Brukseli 14 maja, żeby zatwierdzić nowelizację budżetu 2013. Mają uzgodnić dopłatę 7,3 mld euro już teraz, a kolejnych 3,9 mld euro na jesieni. Razem ma się to złożyć na brakującą kwotę 11,2 mld euro, którą wyliczyła Komisja Europejska. Taka jest różnica między budżetem zatwierdzonym 133,2 mld euro a spodziewaną w tym roku sumą rachunków do zapłacenia. Pieniądze trzeba dopłacić, bo UE nie może mieć deficytu. Uiszczenie rachunków jest też warunkiem stawianym przez Parlament Europejski, jako wstęp do negocjacji nad wieloletnim budżetem UE na lata 2014-20.
Tak duża korekta budżetu jest efektem obserwowanej w ostatnich latach praktyki zaniżania płatności w budżetach rocznych. UE ma zatwierdzone ramy finansowe na lata 2007-13 i co roku ministrowie finansów, większością głosów, w porozumieniu z Parlamentem Europejskim, zatwierdzają płatności roczne. Ponieważ są one zbyt małe to niezapłacone rachunki są przenoszone na kolejny rok i problem narasta. Szczególnie widoczne staje się to pod koniec perspektywy budżetowej, gdy kumulują się płatności w wieloletnich projektach inwestycyjnych.
Janusz Lewandowski, komisarz UE ds. budżetu, szacuje, że dodatkowa składka dla Polski będzie sięgać około 300 mln euro. Polska ciągle jest jednak znaczącym beneficjentem netto unijnego budżetu. W przewidzianej korekcie z 11,2 mld euro aż 9 mld euro to płatności z polityki spójności. A w tej dziedzinie na Polskę przypada około połowy transferów.
Przeciw nowelizacji budżetu wypowiadają się Wielka Brytania, Holandia i kraje skandynawskie. Ale ich opór to zbyt mało aby stworzyć tzw. mniejszość blokującą. Dla budżetu rocznego, inaczej niż wieloletniego, nie ma prawa weta. Decyduje większość kwalifikowana.
Anna Słojewska z Brukseli