Nawet 13 miliardów euro może stracić Polska w nowym wieloletnim budżecie Unii Europejskiej w porównaniu z projektem Komisji Europejskiej sprzed ponad roku – dowiedziała się „Rzeczpospolita".
Już tamten projekt nie był dla naszego kraju korzystny. Przewidywał w sumie 91,4 mld euro, czyli o 14,5 mld euro mniej niż w obecnym okresie budżetowym 2014–2020 (liczone w cenach stałych z 2018 roku). Był to efekt zarówno spadku dochodów (po przewidywanym brexicie), konieczności finansowania nowych celów, jak i zmiany kryteriów przyznawania unijnych funduszy.
Czytaj także: Czasem mniej znaczy więcej
Negocjacje nowego budżetu na lata 2021–2027 przyspiesza przewodnicząca obecnie pracom UE Finlandia. Z naszych nieoficjalnych rozmów z dyplomatami w Brukseli, znającymi kulisy tych negocjacji, wynika, że może być znacznie gorzej, niż wynika to z propozycji KE. Od 1 listopada kadencję rozpoczyna bowiem nowa Komisja pod przewodnictwem Ursuli von der Leyen, której priorytetem ma być tzw. zielony ład. I na to trzeba znaleźć pieniądze.
– Ambicje klimatyczne i ekologiczne muszą być uwzględnione w nowym budżecie – powiedziała w poniedziałek Amelie de Montchalin, francuska minister ds. europejskich. Jak się dowiadujemy, w toku negocjacji pojawiła się propozycja, jak to sfinansować. – Można zaoszczędzić 100 mld euro na polityce rolnej i polityce spójności – mówi nam wysoki rangą zachodni dyplomata. Z polityki rolnej zabrano by ok. 60 mld euro, a z polityki spójności – 40 mld euro. To oznacza ubytek kolejnych 12,9 mld euro z koperty przeznaczonej dla Polski. Nie oznacza to, że na pewno całą sumę stracimy, bo z pieniędzy na „zielony ład", a szczególnie z tej części, która będzie finansować nowo tworzony Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, Polska też będzie mogła korzystać. Tyle że w przeciwieństwie do klasycznej polityki spójności i polityki rolnej nie są to pieniądze z góry podzielone na państwa członkowskie. Trzeba o nie konkurować z innymi, a z tym do tej pory Polska miała problem.