Jak ocenia pan obecną kondycję rynku pośrednictwa w zatrudnianiu pracowników?
Obserwowaliśmy historycznie bardzo wysoki wzrost rynku w II połowie zeszłego roku. Mimo covidu gospodarka już odbudowywała swój potencjał. Potem mieliśmy silne wyhamowanie w I kw. br.; nastąpiło praktycznie wyzerowanie zapotrzebowania na nowych pracowników w gospodarce. Do tego stopnia, że nawet przez półtora miesiąca ogłosiliśmy rynek pracodawcy. Także wyniki Barometru Polskiego Rynku Pracy pokazywały zmianę tendencji. Ale była ona jedynie chwilowa; tak krótkie zaburzenie ponadośmioletniego trendu jest raczej mało istotne. Obecnie obserwujemy nieco opóźniony, ale bardzo silny, rozruch gospodarki. Od maja jest gigantyczne zapotrzebowanie na pracowników. W liczbach jest to ponad 100 tys. wakatów w urzędach pracy i 191 tys. nowych miejsc pracy stworzonych w tym roku przez polską gospodarkę. Powoli brakuje polskich rąk do pracy. To oczywiste, bo w II półroczu dużo osób znowu zaczęło wyjeżdżać do pracy do Niemiec, Holandii. Z drugiej strony, mimo ubiegłorocznych deklaracji, że ponad 2 mln Ukraińców czeka na przyjazd do Polski, w tym roku w I półroczu, według danych urzędów pracy, przyjechało ich do Polski 960 tys., co i tak jest liczbą rekordową. To tyle co w 2019 r., czyli całkowicie skasowaliśmy covid. Ale z punktu widzenia naszej branży czy polskiego pracodawcy sytuacja jest coraz trudniejsza. Gdyż nawet źródło ukraińskie zaczyna cierpieć na 20-, 30-proc. brak zasobów ludzkich. Azja nie jest tu alternatywą, źle się wpisuje w życie gospodarcze i społeczne. Asymilacja Azjatów z Polakami następuje bardzo powoli, tworzą się enklawy, na co mają także wpływ różnice nie tylko światopoglądowe czy społeczne, ale też komunikacyjne, które nie pozwalają tym pracownikom sprawnie poruszać się w realiach polskiej gospodarki.
Jak można zaradzić tej sytuacji?