Prezes Totalizatora Sportowego nie ma żyłki hazardzisty. – Gram rzadko, głównie wtedy, gdy zaglądam do kolektur, żeby zobaczyć, jak wygląda obsługa klienta w różnych miejscach. Do kasyn czy salonów gier nie chodzę wcale – przyznaje Jacek Kalida.
W Dużego Lotka najwięcej udało mu się trafić trójkę. – Na szczęście. Gdybym jako prezes spółki wytypował szóstkę, wszyscy zaczęliby wietrzyć jakiś przekręt – śmieje się.
Kalida do Totalizatora trafił w czerwcu ubiegłego roku jako pełnomocnik zarządu, dla którego opracowywał koncepcję poprawy działania TS. We wrześniu został prezesem spółki generującej rocznie ponad 2 mld zł sprzedaży. Mimo że wcześniej nie miał do czynienia z biznesem hazardowym.– Cóż mogę powiedzieć? Zna pani moją przeszłość. Zaproponowano mi funkcję pełnomocnika w TS, gdyż doskonale umiem wyciągać wnioski z różnych dokumentów – mówi enigmatycznie.
Przeszłość, o której wspomina prezes, to wieloletnia praca w Urzędzie Ochrony Państwa, wywiadzie skarbowym oraz jednostce specjalnej GROM. – Nauczyłem się tam szybkiego podejmowania decyzji oraz konsekwencji. A główną wadą działalności wielu menedżerów jest właśnie nieumiejętność decydowania. Ja tego problemu nie mam – podkreśla.
Jakie decyzje udało mu się podjąć przez rok, by poprawić funkcjonowanie spółki? Do najgłośniejszych należy wprowadzenie trzeciego losowania Dużego Lotka. Efekty kolejnych poznamy w przyszłym roku. – Gdyby to ode mnie zależało, uruchomiłbym nową grę choćby jutro. Niestety jest to ogromne przedsięwzięcie logistyczne, które wymaga czasu – zaznacza.Kalida potrafi też wywieść w pole konkurencję. Podczas gdy wszyscy byli przekonani, że TS wprowadzi wideoloterie, spółka pracowała nad Keno, którego losowania będą się odbywać co pięć minut. – Wideoloterie wchodziły w grę, gdyby zmieniono ustawę hazardową i obniżono podatek od tej gry. Keno zaś było naszym pewniakiem – wyjaśnia.