Określenie średnia płaca jest poza tym mylące. W pięcioosobowej firmie, gdzie dyrektor zarabia 50 tys. zł, jego zastępca – 20 tys., a trzej pracownicy – po 10 tys., średnia płaca wynosi 20 tys. zł. Jeśli po roku firma poda, że wzrosła ona o 10 proc., z tej informacji nie będzie wynikać, czy te 10 tys. zł zwiększyło pensję dyrektora, czy wszystkich zatrudnionych, i ile przypadło każdemu. Tymczasem właśnie kształtowanie się i zmiany zarobków poszczególnych kategorii pracowników decydują o pojawianiu się żądań płacowych, o zmianach pracy w poszukiwaniu lepszej pensji, często wreszcie – o emigracji zarobkowej. Ze względu na te wady średniej arytmetycznej wielu ekonomistów uważa, że lepiej posługiwać się inną miarą statystyczną – medianą, czyli wartością środkową. W przypadku płac jest to kwota, której nie przekraczają zarobki połowy zatrudnionych. W firmie mediana wynosi 10 tys. zł, tzn. że połowa pracowników ma nie wyższe od niej pensje.
Bardziej szczegółowej wiedzy o tym, ile zarabiamy konkretnie, a nie średnio, dostarczają rozmaite listy płac firm doradczych. Prawdziwą kopalnię informacji stanowi jednak opracowanie GUS „Struktura wynagrodzeń według zawodów”, która powstaje po analizie zarobków w firmach zatrudniających łącznie 7,2 mln osób. Od 1996 r. GUS bada (ostatnio w październiku 2006 r.), jak na płace wpływają wykształcenie, wiek, płeć, staż pracy, a także wielkość, rodzaj i lokalizacja zatrudniającej nas firmy czy instytucji. Pod uwagę bierze się nie tylko gołe pensje, ale też wszelkie dodatki, premie itp.
Wyniki badań struktury płac upoważniają do kilku uogólnień. Kobiety, choć dużo lepiej wykształcone od mężczyzn, zarabiają mniej, i ta różnica rośnie. Bez tytułu co najmniej magistra trudno liczyć na płacowy sukces. W młodym wieku trzeba się pogodzić z niskimi zarobkami, niezależnie od kwalifikacji. Choć sektor publiczny generalnie płaci lepiej niż prywatny, to ludzie z wyższym wykształceniem i doświadczeniem zawodowym największe szanse na dobrą płacę mają w dużej prywatnej firmie. W ostatnich kilkunastu latach relatywnie szybciej rosną wyższe wynagrodzenia. Powiększa się zróżnicowanie płac.
Płace niemal dwóch trzecich pracowników nie przekraczają średniej krajowej. Ta proporcja od lat prawie się nie zmienia: w 2002 r. najwyżej tyle zarabiało 64,8 proc. zatrudnionych, w 2006 – 65,6 proc. (wśród kobiet – 70,4 proc.). Coraz więcej pracowników otrzymuje nie więcej niż połowę średniej pensji: w 2002 r. było ich 17,4 proc., cztery lata później – 19,9 proc. (w sektorze prywatnym – 29 proc., a wśród zatrudnionych w nim kobiet – 36 proc.). W październiku 2006 r. oznaczało to zarobki brutto nie większe niż 1327 zł miesięcznie.
Wynagrodzenia połowy pracowników (mediana) w 2002 r. nie były większe niż 1821 zł, a w 2006 r. – 2130 zł, czyli odpowiednio 81,6 oraz 80,3 proc. średniej krajowej. Gdyby w 2007 r. relacja między medianą a średnią była podobna jak w poprzednich latach, oznaczałoby to, że połowa pracowników sektora firm zarabiała w listopadzie nie więcej niż ok. 2495 zł. A wynagrodzenia połowy zatrudnionych w gospodarce nie przekraczały w trzecim kwartale ok. 2189 zł.
Te kwoty wydają się prawdopodobne, bo płacowe tendencje szybko się nie zmieniają. W 2007 r. w firmach przybyło ok. 240 tys. miejsc pracy. Zatrudniono w nich bezrobotnych i absolwentów szkół, czyli pracowników z krótkim stażem, generalnie niżej opłacanych. Nowe stanowiska pojawiały się przede wszystkim w sektorze prywatnym, który w przemyśle, budownictwie i usługach (poza finansowymi) potrzebuje dużo ludzi o stosunkowo niskich kwalifikacjach, zatem niezbyt wysoko wynagradzanych. W pewnym stopniu potwierdza to fakt, że udział wynagrodzeń w kosztach przedsiębiorstw zwiększył się w zeszłym roku tylko o 0,2 pkt proc. (dane za trzy kwartały, firmy powyżej dziewięciu zatrudnionych).