Pensje będą rosnąć

Utrzymujące się już prawie dwa lata przyspieszenie wzrostu płac cieszy pracowników, ale dla gospodarki może być niebezpieczne – pisze publicystka ekonomiczna

Publikacja: 16.01.2008 00:21

Pensje będą rosnąć

Foto: Rzeczpospolita

Zarobki rosną szybciej niż wydajność pracy, co na dłuższą metę ogranicza zyski firm oraz ich możliwości inwestycyjne. Płacowe eldorado rodzi też groźbę zwiększenia inflacji. W tym roku te obawy mogą się nasilić, bo wiele wskazuje, że płace będą rosły równie szybko jak w zeszłym roku, a może i bardziej.

Sprzyjać temu będą dobra sytuacja gospodarki (nawet jeśli będzie się rozwijać trochę wolniej) i rozbudzone oczekiwania: nierównomierny wzrost zarobków, który rodzi pytanie: „kiedy dostanę podwyżkę?”, utrzymujący się niedobór pracowników w wielu branżach i w niektórych dużych miastach, spadek obaw przed bezrobociem.

Choć ze statystyk wynika niezbicie, że zarobki Polaków rosną, wystarczy porozmawiać ze znajomymi albo poczytać opinie na forach internetowych, by zacząć wątpić w powszechność tego zjawiska – nawet mając świadomość, że nie jest to „próba reprezentatywna” oraz że chętniej skarżymy się na brak podwyżki, niż się nią chwalimy. To zaś oznacza, że charakterystyczna dla Polaków pogoń za „średnią krajową” w tym roku się nie zatrzyma, a spadek bezrobocia (i obaw przed nim) może ją tylko nasilić.

W dodatku w obiegu medialnym jako średnia krajowa (GUS oblicza raz na kwartał) funkcjonuje często przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw. To średnia płaca w firmach, które liczą ponad dziewięć osób. Pracuje w nich ok. połowy z blisko 10,5 mln zatrudnionych na podstawie umowy o pracę.

Średnie wynagrodzenie w sektorze firm wzrosło w listopadzie do 3092 zł (o 12 proc. przez rok). Przy jego obliczaniu nie uwzględniono jednak zarobków w najmniejszych firmach – gdzie na ogół płaci się marnie, a także w sferze budżetowej, czyli m.in. służbie zdrowia, oświacie. Średnia krajowa jest mniejsza niż średnia dla przedsiębiorstw: w 2006 r. o 167 zł, w trzecim kwartale 2007 r. – o prawie 190 zł.

Określenie średnia płaca jest poza tym mylące. W pięcioosobowej firmie, gdzie dyrektor zarabia 50 tys. zł, jego zastępca – 20 tys., a trzej pracownicy – po 10 tys., średnia płaca wynosi 20 tys. zł. Jeśli po roku firma poda, że wzrosła ona o 10 proc., z tej informacji nie będzie wynikać, czy te 10 tys. zł zwiększyło pensję dyrektora, czy wszystkich zatrudnionych, i ile przypadło każdemu. Tymczasem właśnie kształtowanie się i zmiany zarobków poszczególnych kategorii pracowników decydują o pojawianiu się żądań płacowych, o zmianach pracy w poszukiwaniu lepszej pensji, często wreszcie – o emigracji zarobkowej. Ze względu na te wady średniej arytmetycznej wielu ekonomistów uważa, że lepiej posługiwać się inną miarą statystyczną – medianą, czyli wartością środkową. W przypadku płac jest to kwota, której nie przekraczają zarobki połowy zatrudnionych. W firmie mediana wynosi 10 tys. zł, tzn. że połowa pracowników ma nie wyższe od niej pensje.

Bardziej szczegółowej wiedzy o tym, ile zarabiamy konkretnie, a nie średnio, dostarczają rozmaite listy płac firm doradczych. Prawdziwą kopalnię informacji stanowi jednak opracowanie GUS „Struktura wynagrodzeń według zawodów”, która powstaje po analizie zarobków w firmach zatrudniających łącznie 7,2 mln osób. Od 1996 r. GUS bada (ostatnio w październiku 2006 r.), jak na płace wpływają wykształcenie, wiek, płeć, staż pracy, a także wielkość, rodzaj i lokalizacja zatrudniającej nas firmy czy instytucji. Pod uwagę bierze się nie tylko gołe pensje, ale też wszelkie dodatki, premie itp.

Wyniki badań struktury płac upoważniają do kilku uogólnień. Kobiety, choć dużo lepiej wykształcone od mężczyzn, zarabiają mniej, i ta różnica rośnie. Bez tytułu co najmniej magistra trudno liczyć na płacowy sukces. W młodym wieku trzeba się pogodzić z niskimi zarobkami, niezależnie od kwalifikacji. Choć sektor publiczny generalnie płaci lepiej niż prywatny, to ludzie z wyższym wykształceniem i doświadczeniem zawodowym największe szanse na dobrą płacę mają w dużej prywatnej firmie. W ostatnich kilkunastu latach relatywnie szybciej rosną wyższe wynagrodzenia. Powiększa się zróżnicowanie płac.

Płace niemal dwóch trzecich pracowników nie przekraczają średniej krajowej. Ta proporcja od lat prawie się nie zmienia: w 2002 r. najwyżej tyle zarabiało 64,8 proc. zatrudnionych, w 2006 – 65,6 proc. (wśród kobiet – 70,4 proc.). Coraz więcej pracowników otrzymuje nie więcej niż połowę średniej pensji: w 2002 r. było ich 17,4 proc., cztery lata później – 19,9 proc. (w sektorze prywatnym – 29 proc., a wśród zatrudnionych w nim kobiet – 36 proc.). W październiku 2006 r. oznaczało to zarobki brutto nie większe niż 1327 zł miesięcznie.

Wynagrodzenia połowy pracowników (mediana) w 2002 r. nie były większe niż 1821 zł, a w 2006 r. – 2130 zł, czyli odpowiednio 81,6 oraz 80,3 proc. średniej krajowej. Gdyby w 2007 r. relacja między medianą a średnią była podobna jak w poprzednich latach, oznaczałoby to, że połowa pracowników sektora firm zarabiała w listopadzie nie więcej niż ok. 2495 zł. A wynagrodzenia połowy zatrudnionych w gospodarce nie przekraczały w trzecim kwartale ok. 2189 zł.

Te kwoty wydają się prawdopodobne, bo płacowe tendencje szybko się nie zmieniają. W 2007 r. w firmach przybyło ok. 240 tys. miejsc pracy. Zatrudniono w nich bezrobotnych i absolwentów szkół, czyli pracowników z krótkim stażem, generalnie niżej opłacanych. Nowe stanowiska pojawiały się przede wszystkim w sektorze prywatnym, który w przemyśle, budownictwie i usługach (poza finansowymi) potrzebuje dużo ludzi o stosunkowo niskich kwalifikacjach, zatem niezbyt wysoko wynagradzanych. W pewnym stopniu potwierdza to fakt, że udział wynagrodzeń w kosztach przedsiębiorstw zwiększył się w zeszłym roku tylko o 0,2 pkt proc. (dane za trzy kwartały, firmy powyżej dziewięciu zatrudnionych).

Ale jest i druga strona płacowego medalu: od około półtora roku w wielu branżach, przede wszystkim w budownictwie, brakuje pracowników, zwłaszcza wykwalifikowanych. Niewykluczone więc, że to ich zarobki wzrosły w 2007 r. najbardziej, windując – bo to liczna grupa – w górę i średnią płacę, i medianę. Żeby to stwierdzić, potrzebne byłoby kolejne badanie struktury wynagrodzeń. GUS jednak przeprowadzi je w październiku 2008 r., a jego wyniki obejmą zmiany z dwóch lat. Tymczasem 2008 r. będzie pod tym względem szczególny.

Od 1 stycznia wzrosła z 936 do 1126 zł płaca minimalna. Pracodawcy protestowali przeciw tak dużemu (o 20 proc.) jej podniesieniu, dowodząc, że niektórych firm, zwłaszcza najmniejszych, nie stać na te wydatki i że będą musiały zwalniać. „Solidarność” załatwiła to jednak z poprzednim rządem, poza Komisją Trójstronną. Wprawdzie minimalną pensję otrzymuje tylko ok. 2,5 proc. zatrudnionych (w sektorze prywatnym – 4,2 proc.), ale podwyżka przysługuje też tym, którzy w umowie o pracę mają zapisaną kwotę choć o złotówkę mniejszą od 1126 zł. Nie wiadomo, ilu jest takich pracowników, ale na podstawie struktury wynagrodzeń w 2006 r. i tendencji zmian z ostatnich lat można sądzić, że 8 – 10 proc., w sektorze prywatnym – więcej. Tak więc 0,8 - 1 mln ludzi powinno dostać ustawowe podwyżki. Wprawdzie niektórym firmom może uda się z tego wykręcić, ale i tak wpłynie to na poziom średniej płacy. Na tym się nie skończy. Wzrost minimum zaburzy strukturę wynagrodzeń w wielu firmach i spowoduje domaganie się podwyżek przez pracowników, którzy dotąd byli opłacani relatywnie lepiej. Wprawdzie tylko część tych żądań pracodawcy zaakceptują, ale i tak może to wpłynąć na tempo wzrostu płac w gospodarce.

Jednocześnie będą też działać te czynniki, które pchały w górę płace od połowy 2006 r., czyli: niedobór pracowników, spadek bezrobocia, zwłaszcza w dużych miastach oraz rozbudzone przez szybki wzrost gospodarczy aspiracje dochodowe, ale i przez medialne informacje o tym, ile to zarabia przeciętny Polak. Do tego dochodzą przewidywany wzrost zarobków w służbie zdrowia (to liczna grupa zawodowa) i wystrajkowane podwyżki w górnictwie.

Na skalę żądań płacowych wpłynie w istotnym stopniu także to, że Polacy przestali się bać utraty pracy. Na początku dekady w badaniach socjologicznych ujawniał się dominujący strach przed bezrobociem, który miarkował żądania płacowe. Rzadko – nie licząc służby zdrowia – zdarzały się strajki dotyczące podwyżek i mało kto mówił szefowi: mam trzy propozycje, co pan na to? Dziś, jak wynika z sondażu CBOS, 72 proc. Polaków nie boi się utraty pracy. Przekonanie o bezpieczeństwie zatrudnienia oraz relatywna łatwość jego podjęcia za granicą z pewnością odbiją się na oczekiwaniach i żądaniach płacowych w 2008 r.

Lekarstwem na te żądania miała być – jak sądzę – obniżka składki rentowej. Niepokoi ona ekonomistów zarówno ze względu na ubytek dochodów budżetu, jak i na potencjalnie inflacjogenny wypływ pieniądza na rynek. Co gorsza, kosztowne obniżenie składki zamierzonego celu raczej nie osiągnęło. Z prostego powodu: zwiększenia wypłaty na rękę pracownicy nie traktują jako podwyżki. Dotyczy bowiem wszystkich (dopóki nie przekroczą 30-krotności średniego wynagrodzenia – wtedy się nie pobiera składek ZUS) i nie wiąże się z wyceną własnej pracy, bo nie towarzyszy jej nowy angaż. Co paradoksalne, w wysokości średniej krajowej – przypominam: brutto – podwyżka zarobków netto nie ujawni się wcale. Chyba że pracodawcy zdecydują się przeznaczyć pieniądze, jakie zaoszczędzą na składce (2 proc. płac brutto), na zwiększenie wynagrodzeń. Tak jednak postąpią nie wszyscy i ta najpowszechniejsza podwyżka dochodów z pracy nie wpłynie nie podawany w statystykach poziom wynagrodzeń. ?

Płace w Polsce będą rosły w 2008 r. równie szybko jak w zeszłym. Sprzyjać temu będzie dobry stan gospodarki.

Zarobki rosną szybciej niż wydajność pracy, co na dłuższą metę ogranicza zyski firm oraz ich możliwości inwestycyjne. Płacowe eldorado rodzi też groźbę zwiększenia inflacji. W tym roku te obawy mogą się nasilić, bo wiele wskazuje, że płace będą rosły równie szybko jak w zeszłym roku, a może i bardziej.

Sprzyjać temu będą dobra sytuacja gospodarki (nawet jeśli będzie się rozwijać trochę wolniej) i rozbudzone oczekiwania: nierównomierny wzrost zarobków, który rodzi pytanie: „kiedy dostanę podwyżkę?”, utrzymujący się niedobór pracowników w wielu branżach i w niektórych dużych miastach, spadek obaw przed bezrobociem.

Pozostało 93% artykułu
Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli