Data wejścia Polski do euro nieprędko zostanie podana. Minister finansów Jacek Rostowski po spotkaniu z Radą Polityki Pieniężnej stwierdził lakonicznie, że Polska będzie czekać na odpowiedni moment do wejścia do mechanizmu kursowego ERM II. Tymczasem już w lutym Polska może przestać spełniać jedno z podstawowych kryteriów zmiany waluty – niskiej inflacji. Zdaniem niektórych ekonomistów może to nadwątlić wiarę inwestorów w determinację rządu do przyjęcia euro.
Obecnie maksymalny poziom inflacji wymagany od krajów, które chciałyby wejść do euro, wyniesie w lutym ok. 2,9 – 3 proc. proc. Tymczasem w tym miesiącu średni wzrost cen w Polsce za 12 miesięcy prawdopodobnie przekroczy 3 proc. (według metodologii stosowanej przez UE).
Minister Rostowski i prezes Narodowego Banku Polskiego Sławomir Skrzypek zgodnie zapewniali wczoraj, że taka sytuacja nie będzie trwała długo, a tempo wzrostu cen w Polsce w końcu zacznie się obniżać. Mają na to jeszcze kilka lat. Ale niektórzy ekonomiści podkreślają, że jeżeli rząd nie podaje jasnej strategii przystąpienia do euro, to wzrost inflacji już teraz może być negatywnie odebrany przez rynek i wpłynąć na rynkowe stopy procentowe.
4,1 proc. wyniosła inflacja w styczniu – wynika z ankiety „Rz” wśród ośmiu ekonomistów
Tak twierdzi główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak. Podkreśla on, że z resortu finansów i NBP nadchodzą sprzeczne sygnały. Ministerstwo zapewnia, że chce spełnić wszystkie konieczne warunki, a tymczasem inflacja przekracza wymagany poziom, a wiceprezes banku centralnego in spe Witold Koziński mówi, że do euro Polska nie powinna się spieszyć (tak powiedział w ubiegły piątek). Może to doprowadzić do wzrostu rynkowych stóp procentowych, bo zmniejszy to szansę na to, że za kilka lat stopy będą w Polsce tak niskie jak w strefie euro. W efekcie zwiększy to koszty pozyskiwania pieniądza i utrudni reformowanie finansów publicznych.