Wcześniej, niż planowano, znajdą się na kontach amerykańskich podatników pieniądze z przyznanej przez rząd ulgi podatkowej. Każdy obywatel, który zarabia poniżej 75 tys. dol. rocznie, otrzyma od Departamentu Skarbu 600 dol., każde małżeństwo – 1200 dol., plus 300 dol. na każde dziecko. Docelowo zwrot podatku otrzyma 130 mln amerykańskich gospodarstw domowych.
Po ratunek w postaci bonów podatkowych Amerykanie sięgnęli po raz drugi. W 2001 r. pakiet o wartości 130 mld dol. uratował USA przed długotrwałą recesją, która skończyła się po sześciu miesiącach. Wówczas dwie trzecie podatników wydało pieniądze w ciągu pół roku.
Wartość obecnego projektu wynosi 168 mld dol., ale tylko 19 proc. obywateli zamierza wydać pieniądze na zakupy. Większość woli je odłożyć lub przeznaczyć na spłatę długów. Osoby myślące o zakupach, najczęściej marzą o benzynie na wakacje, iPhonie, łódce, komputerze, remoncie domu i... kupnie nagrobka.
Kiedy zapowiadano akcję rządu, prezydent George Bush mówił o „kole zamachowym” dla gospodarki. Dzisiaj przyznaje, że pieniądze te zapewne posłużą na pokrycie rachunków za rosnące koszty paliwa i żywności. I nie ukrywa nadziei, że konsumenci wydadzą je szybko.
– Cała nadzieja w tym, że Amerykanie nie odłożą tych pieniędzy na jeszcze trudniejsze czasy – zgadza się z prezydentem Jeff Thredgold, główny ekonomista z Zion Bank. Nie ukrywa jednak niepokoju. Aby wysyłane bony miały pokrycie, rząd musiał się zadłużyć, tym samym zwiększając deficyt. W przyszłym roku może on sięgnąć nawet 450 mld dol. A sytuacja gospodarki amerykańskiej jest dzisiaj znacznie gorsza niż siedem lat temu. Dolar jest rekordowo słaby, firmy bankrutują, drożeje żywność i paliwa. Zdaniem Pameli Perlich z działu analiz ekonomicznych Uniwersytetu Utah wiele gospodarstw znalazło się w takiej sytuacji, że 600-dolarowy czek jest dla nich praktycznie bez znaczenia.