Szczyt zwołał premier i zarazem lider rządzącej Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSZP) Ferenc Gyurcsanyi.
Za największy sukces szczytu obserwatorzy uznali uścisk dłoni premiera Ferenca Gyurcsania i lidera prawicowego, opozycyjnego Fideszu Viktora Orbana. Obaj, skłóceni przywódcy, po raz ostatni podali sobie ręce przed wyborami w roku 2006.
Szczyt, który - zdaniem premiera - miał stanowić rodzaj "paktu narodowego" w celu uporania się ze skutkami kryzysu, zakończył się o godzinę wcześniej niż planowano. Politycy nie porozumieli się co do sposobu naprawy państwowych finansów. Socjaldemokraci wezwali do jedności narodowej i zaciskania pasa. Premier zaproponował pomoc drobnym przedsiębiorcom w wysokości 800 mld forintów (3, 012 mld euro).
Węgierska prawica stwierdziła, ze to lewicowe rządy, zwiększając zadłużenie podczas kolejnych dwóch kadencji, doprowadziły gospodarkę kraju swoją nieodpowiedzialną polityką do katastrofy budżetowej. Domagano się obniżenia podatków i ograniczenia wydatków państwa. Ibola David przewodnicząca opozycyjnego, prawicowego Węgierskiego Forum Demokratycznego (MDF) żądała zamrożenia płac, emerytur i wstrzymania wypłaty 13 pensji.
Prezydent Laszlo Solyom odmówił udziału w szczycie, twierdząc, że debata na temat kryzysu jest bezowocna w sytuacji kiedy potrzebne są jasne, szybkie i zdecydowane działania - Nie wiem zresztą, jakie byłyby kompetencje takiego szczytu - stwierdził prezydent ekspert w dziedzinie prawa międzynarodowego.