– Do tej pory wszyscy koncentrowali się na stratach sektora bankowego. Dziś mamy drugi wielki problem – rosnące ryzyko niewypłacalności Grecji, Portugalii, Hiszpanii, Włoch oraz Irlandii – mówi Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas. – Wszystko przez ich wysokie zadłużenie – dodaje.
Już w środę w stojącej na krawędzi niewypłacalności Grecji związki zawodowe będą protestować przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego i zmniejszeniu świadczeń. – Jeśli tego nie zrobimy, system emerytalny załamie się w ciągu pięciu lat – broni rządowych planów Andreas Lowerdos, minister pracy i ubezpieczeń społecznych. Ale reformy są konieczne, bo deficyt greckich finansów czterokrotnie przekracza limit dopuszczalny dla państw strefy euro. Kłopoty gospodarcze, które nękają kolejne kraje, będą głównym tematem rozpoczynającego się w czwartek szczytu przywódców Unii Europejskiej. – Grecji trzeba pomóc. Jej problemy mogą wpłynąć na sytuację finansową kilku innych krajów – zaznacza Joaquin Almunia, unijny komisarz ds. polityki ekonomicznej i pieniężnej. Co prawda, unijne traktaty zabraniają ratowania państw strefy euro przez Europejski Bank Centralny, ale traktat lizboński umożliwia pomoc krajów w lepszej sytuacji.
Rynkowi gracze typują kolejne słabe ogniwo eurolandu. Może nim być Portugalia. I choć jej rząd planuje cięcie wydatków dopiero w przyszłym roku, to już dziś Portugalczycy się oburzają, że inwestorzy wrzucają ich do wspólnego worka z Grecją.
To wszystko nie wróży dobrze Polsce i innym chętnym do strefy euro. – Sytuacja krajów z południa Europy oddala perspektywę członkostwa nowych państw w strefie euro – mówi "Rz" Daniel Gros, dyrektor Centre for European Policy Studies.
Kłopoty Portugalii i Hiszpanii powodują osłabienie euro wobec dolara. Mimo że słabe euro jest mile widziane w Niemczech, gdzie ruszył eksport inwestycyjny (co może być korzystne dla polskich firm), to na dłuższą metę konieczna będzie podwyżka kosztów pieniądza. A to zahamuje ożywienie gospodarki.