To drugi strajk generalny w Grecji w tym roku. Grecy protestowali przeciwko opracowanemu przez parlament programowi, dzięki któremu ma się udać zaoszczędzić 4,8 mld euro w wyniku cięć m.in. wynagrodzeń w sektorze publicznym i podwyżki podatków, w tym VAT (o 2 pkt proc.). Na podjęcie przez Grecję działań oszczędnościowych naciskały UE i rynki finansowe.
Przeciwko nim protestowali wczoraj, wychodząc na ulice, kierowcy autobusów miejskich i metra, lekarze, nauczyciele, niektórzy policjanci i dziennikarze, przez co media przez cały dzień nie nadawały najnowszych informacji. W szpitalach dyżurował tylko niezbędny personel, a w całym kraju zamknięto lotniska, szkoły i urzędy, w okrojonym zakresie działały też banki. 24-godzinny strajk generalny zorganizowały związki reprezentujące w sumie 2,5 mln pracowników.
Do zamieszek z policją doszło w centrum Aten, gdy ponad 20 tys. osób przemaszerowało przez miasto, bijąc w bębny i skandując: „Za kryzys powinni zapłacić plutokraci”.
Grupy anarchistów rzucały butelkami z benzyną, rozbijały sklepowe witryny i niszczyły samochody, podpalały kosze na śmieci i rzucały w policję kawałkami marmuru wydartymi ze schodów Banku Grecji. Policjanci bronili się pałkami i gazem łzawiącym.
Mimo tej sytuacji poziom głównego indeksu greckiej giełdy – ASE 20 – spadł wczoraj zaledwie o 0,8 proc., rentowność dwuletnich obligacji wzrosła o 24 pkt bazowe, do 5,06 proc., a dziesięcioletnich – o 5 pkt bazowych, do 6,29 proc. (od początku roku rentowność obligacji dwuletnich wzrosła o prawie 140 pkt bazowych, a dziesięcioletnich o 52 pkt bazowe). Dla porównania – nasze obligacje dziesięcioletnie są dziś na poziomie 5,8 proc., mimo że Polska nie należy do strefy euro, a rentowność dwuletnich obligacji spadła o 30 pkt bazowych, natomiast dziesięcioletnich – o ponad 40 pkt bazowych, co pokazuje, że zaufanie do polskich papierów skarbowych jest wysokie.