Takiego zdania jest większość ekonomistów ankietowanych przez „Rz”. Tymczasem jeszcze na początku roku rząd zapisał w aktualizacji programu konwergencji, że zejście z deficytem poniżej 3 proc. PKB będzie możliwe w 2012 r.
Wszyscy ekonomiści są zgodni, że do wyborów parlamentarnych w 2011 r. rząd będzie co najwyżej markował działania. O prawdziwych reformach ich zdaniem może zacząć myśleć dopiero w 2012 r. Jeśli zdecyduje się wówczas na radykalne kroki, czyli m.in. reformę KRUS, podniesienie podatków pośrednich i składki zdrowotnej oraz ograniczanie skali wzrostu wydatków, to przy 5-proc. wzroście gospodarczym obniżenie deficytu finansów publicznych do 3 proc. PKB powinno się powieść w bardzo krótkim czasie.
– Tak naprawdę wszystko jest kwestią woli politycznej – wyjaśnia Rafał Antczak z Deloitte. – Wystarczy popatrzeć na Estonię, która przy spadku PKB sięgającym 14,1 proc. zdołała spełnić wszystkie kryteria z Maastricht.
Mimo niewiary ekonomistów resort finansów zapewnia, że cały czas odpowiednie ustawy, które mają pomóc w spełnieniu kryteriów z Maastricht, są przygotowywane. Wiceminister finansów Dominik Radziwiłł na wtorkowym spotkaniu z przedsiębiorcami powiedział, że rząd chce, by Polska w 2015 r. weszła do strefy euro, stąd już dziś przystępuje do realizacji zapowiedzianych reform.
– Nie wykluczam, że zmiany będą następowały – mówi Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP. – Ale ograniczą się one do wprowadzenia kas fiskalnych, aby poszerzyć bazę podatkową, i kilku innych posunięć, które wielkich zmian w finansach nie przyniosą. Na radykalne zmiany, takie jak podwyżka VAT czy odważniejsze zmiany w wydatkach, nie ma co liczyć. Ekonomista dodaje, że rynki finansowe, agencje ratingowe i Komisja Europejska doskonale zdają sobie z tego sprawę. – Tym bardziej do wyborów oprócz dokręcania śrubek nic się nie wydarzy – podkreśla Tarnawa.