W podobnym duchu wypowiadał się m.in. George Soros. Oboje wskazywali, że proeksportowy model rozwoju Niemiec wymaga utrzymywania w ryzach wzrostu płac, co tłumi popyt wewnętrzny i eksport innych państw strefy euro.
Po kryzysie problem stał się poważniejszy, gdyż w eksporcie nadzieję pokładają pogrążone w stagnacji kraje z obrzeży strefy euro. Państwa, takie jak Grecja czy Hiszpania, faktycznie mają permanentny deficyt w handlu z Niemcami.
Jak jednak wskazywali w ubiegłorocznym raporcie ekonomiści banku Natixis, ten stan rzeczy poprzedzał przystąpienie tych państw do strefy euro. Mają one zresztą deficyty także z innymi państwami eurolandu, co wynika z ich niskiej konkurencyjności.
Osłabienie wspólnej unijnej waluty, jakim poskutkował kryzys zadłużeniowy w Europie, sprzyja popytowi na niemieckie towary w dynamicznie rozwijających się gospodarkach azjatyckich, a nie w strefie euro, do której trafia około 40 proc. eksportu Niemiec.
1. Tylko eksport napędza Niemców?