Szybka interwencja banków centralnych z krajów G7 na rynkach walutowych spowodowała natychmiast odsunięcie ryzyka recesji w Japonii. Wystarczyło zaledwie 27 mld dol., aby jen wrócił do akceptowanego przez firmy z tego kraju poziomu  81 jenów za dolara. Powinno to pozwolić japońskim firmom poprawić wyniki finansowe przed końcem roku rozliczeniowego, który wypada 31 marca. Dotąd obawiano się, że szybki wzrost kursu jena znacznie zmniejszy konkurencyjność eksporterów.

– Ryzyko, że PKB znów zacznie się kurczyć, jest już minimalne, praktycznie nie ma o czym mówić – ocenia Takuji Aida, starszy ekonomista w tokijskim oddziale szwajcarskiego banku UBS. Wskazał też, że wiceminister finansów Japonii Fumihiko Igarashi zapowiedział kolejne wyprzedaże jenów. Zdaniem Aidy taka strategia powinna szybko przywrócić lepsze nastroje w kręgach biznesu.

Zdaniem Richarda Jerima, szefa działu Azji w Macquire Securities, jest bardzo mało prawdopodobne, aby jen dalej wykazywał tendencje do umocnienia się. – Nie ma ku temu powodów. To bardzo wolno rosnąca gospodarka i tak naprawdę stoi dzisiaj głównie eksportem – wskazuje.

Tempo odbudowy zależy głównie od tego, jak szybko zostaną przywrócone dostawy energii. Wsparciem dla firm ma być też fundusz, na który rząd przeznaczył 124 mld dol., podała wczoraj gazeta "Nikkei".

Analitycy tak banku Nomura, jak i UBS oceniają, że ten rok Japonia powinna zakończyć przynajmniej 1-proc. wzrostem PKB. Przed trzęsieniem ziemi i tsunami szacowano, że PKB zwiększy się o 1,3 proc.