Dług wobec Wielkiej Brytanii i Holandii powstał w 2000 roku po upadku trzech największych banków islandzkich. Własnością jednego z nich był internetowy Landsbankis, w którym 300 tysięcy Brytyjczyków i Holendrów ulokowało oszczędności. Rządy w Londynie i Hadze zwróciły im stracone pieniądze, a rząd islandzki, który upaństwowił banki zobowiązał się uregulować ten dług. Wywołało to protesty Islandczyków przeciwko regulowaniu z pieniędzy podatników długów prywatnych firm.
Po przeliczeniu 70 procent głosów okazało się, że 57 procent uczestników referendum nie godzi się na takie rozwiązanie, natomiast akceptuje je niecałe 43 procenty.
To już drugie referendum w któym islandzkie społęczeństwo sprzeciwiło się spłacie długó, które wynikły z błędów finansistów i bankierów. W zeszłym roku na pytanie "Czy jest pan/pani za spłaceniem przez rząd Islandii brytyjskim i holenderskim klientom zadłużenia islandzkiego banku Landsbanki, upadłego w czasie kryzysu finansowego?" aż 93,2 proc. głosujących odpowiedziało "Nie".
W tej sytuacji premier kraju Johanna Sigurdardottir oświadczyła, że Islandię czekają duże kłopoty ekonomiczne, a minister finansów Steingrimur Sigfusson stwierdził, ze trzeba się przygotować na trudne rokowania z Brytyjczykami i Holendrami oraz na burzliwą reakcję międzynarodowych mediów. Islandzcy obserwatorzy ostrzegają, że odmowa zwrotu długu może kosztować kraj dużo więcej niż jego spłata.