Światowe media pełne są szokujących kwot, o których rzekomo rozmawiają europejscy politycy w kontekście zwiększenia funduszu pomocowego dla strefy euro. – Według ekspertów potrzeba 1 – 1,5 bln euro – mówi „Rz" nieoficjalnie wysoki rangą dyplomata w Brukseli.

W spekulacjach medialnych pojawia się nawet kwota 2 bln euro na dokapitalizowanie banków i pomoc tym rządom strefy euro, które mogą ulec zarażeniu, gdy sytuacja w Grecji jeszcze się pogorszy lub zostanie ogłoszone jej bankructwo. Jak podał PAP, KE potwierdziła, że szuka możliwości zwiększenia funduszu ratowania strefy euro, ale za spekulacje uznała doniesienia, iż chodzi o 2 bln euro.

Na szczycie MFW w Waszyngtonie w ostatni weekend pojawił się pomysł, by zrestrukturyzować dług grecki i zredukować wartość papierów posiadanych przez prywatnych inwestorów o 50 proc. Tego miałyby żądać Niemcy w zamian za zgodę na zwiększenie możliwości działania EFSF. Obecnie ma on do dyspozycji 440 mld euro, z czego część pożyczył już Portugalii i Irlandii, a kolejne kilkadziesiąt mld euro jest zarezerwowane na drugi pakiet dla Grecji.

Oficjalnie żaden europejski polityk nie potwierdza wielkiego planu ratunkowego. – To byłoby jak gaszenie ognia ogniem – skomentował Wolfgang Schauble, niemiecki minister finansów. Plan ratunkowy oznaczałby drukowanie pieniędzy przez Europejski Bank Centralny, czego Berlin jest przeciwnikiem.

Presja na strefę euro rośnie. Amerykanie uważają, że Europa zbyt wiele wysiłku włożyła w zaciskanie pasa zamiast w ożywianie gospodarki i dokapitalizowanie banków. Szefowa MFW Christine Lagarde w Waszyngtonie uznała, że pieniądze do dyspozycji EFSF są zbyt małe. A brytyjski minister finansów George Osborne oświadczył, że strefa euro ma sześć tygodni na znalezienie lekarstwa na kryzys.