Putin ogłosił niedawno, że nie weźmie udziału w szczycie G8 w Camp David, który rozpoczyna się w piątek, a Rosję na spotkaniu będzie reprezentował premier Dmitrij Miedwiediew. W obliczu tej decyzji trudno uniknąć wrażenia, że jest to ze strony Putina gest lekceważący wobec USA i samej G8 - uważa brytyjski dziennik.
Można też wywnioskować, że "osławiona polityka resetu (w stosunkach USA-Rosja) grzęźnie". Dopóki reżim Putina opiera się na wysokich cenach ropy naftowej, rosyjski prezydent "nie będzie odczuwał presji, by poważnie negocjować z Zachodem" - pisze "FT". Z drugiej strony Putin "musi zdać sobie sprawę, jak wielką cenę przyjdzie zapłacić Rosji za tak nieustępliwą politykę" - przestrzega dziennik.
"Jeśli nie powiedzie się misja USA w Afganistanie i do władzy powrócą talibowie, to Rosja poniesie konsekwencje zwiększonego handlu heroiną u swoich granic. Jeśli prezydent Baszar el-Asad utrzyma władzę w Syrii, to w Rosję będą wymierzone reperkusje na Bliskim Wschodzie, bo to ona (go) popiera. Jeśli Iran wreszcie zdobędzie broń jądrową, to Rosjanie będą się martwić nuklearnym zagrożeniem na południowej granicy swojego kraju" - wskazuje "FT".
Gdyby w polityce zagranicznej Putin był realistą - pisze dalej dziennik - chciałby rozmawiać o tych sprawach z zagranicznymi partnerami. Należy jednak pamiętać, że urząd prezydencki obejmował wśród protestów społeczeństwa i dlatego zależy mu przede wszystkim na tym, by pokazać, że jest twardym graczem. Problem polega więc na tym, że "polityka zagraniczna jest dla niego jedynie środkiem do celu" - podsumowuje "Financial Times".