Ostatnie tygodnie to prawdziwy boom na polskie obligacje. Ich oprocentowanie było bliskie najniższych poziomów od końca 2008 r., kiedy to rynek wierzył, że niebawem zasilimy szeregi krajów strefy euro. Spokojnie, jak na zawirowania wokół Hiszpanii i Włoch, zachowywał się też złoty. Optymiści zaczęli już nawet wieszczyć, że nasz kraj staje się dla inwestorów jedną z „bezpiecznych przystani".
W ciągu ostatnich trzech lat dwukrotnie urosły zobowiązania wobec zagranicy samego sektora publicznego. Na koniec I kw. tego roku zadłużenie to wynosiło ponad 97 mld euro. Jeszcze na koniec ubiegłego roku było to niecałe 90 mld euro. Finansowanie potrzeb pożyczkowych zagranicą jest dla nas tańsze niż robienie tego w kraju, jednak bardziej ryzykowne, gdy coś złego dzieje się na rynkach globalnych i następuje odpływ kapitału od ryzykownych aktywów. Do długu sektora publicznego dochodzi jeszcze zadłużenie zagraniczne banków, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Łącznie Polska jest zadłużona za granicą na prawie 263 mld euro. W relacji do PKB to już ponad 70 proc. Tym samym niebezpiecznie przybliżamy się do 80 proc. - poziomu, którego przekroczenie jest uznawane za alarmujące.
Pocieszające jest to, że dług co prawda nieustannie rośnie, ale z kwartału na kwartał coraz wolniej. Jeszcze w 2010 r. roczne tempo przyrostu naszych zobowiązań wobec zagranicy było ponad 20-proc. Ubiegły rok przyniósł wyhamowanie. W I kw. 2012 r. dług wzrósł już tylko o 7,1 proc. r./r. Prognozy są takie, że na koniec przyszłego roku nasze zadłużenie zagraniczne ogółem sięgnie 300 mld euro.Uspokajającą informacją jest też to, że ogromna większość, bo prawie 80 proc. naszych zobowiązań wobec zagranicy, to zobowiązania długoterminowe, więc zapadające w ciągu więcej niż 12 miesięcy. To, w przypadku nagłych zawirowań na rynkach finansowych, daje nam czas na przeczekanie i ewentualne zrolowanie naszego długu, kiedy warunki ku temu się poprawią.
Jak sprawdzić, czy finansując się kapitałem, który pochodzi z zagranicy nie przekraczamy poziomów, które zagrażają stabilności gospodarki, gdyby nagle nasz kraj przestał być dla inwestorów atrakcyjny? Jednym ze sposobów jest porównanie zadłużenia zagranicznego do eksportu. Przyjmuje się, że nie powinno ono przekraczać 1,5 raza rocznych wpływów, jakie mamy ze sprzedaży towarów i usług zagranicę. Jak wynika z wyliczeń KUKE dla „Rz", w Polsce taki poziom przekraczamy już prawie od trzech lat.
Drugim ważnym wskaźnikiem jest pokrycie zadłużenia zagranicznego rezerwami walutowymi. Te na koniec maja wynosiły ponad 79 mld euro. Na koniec I kw. 2012 r. mogłyby pokryć 28,5 proc. zadłużenia zagranicznego. Jeszcze na koniec ub.roku pokrywały ponad 30 proc. Taki poziom jest przez ekonomistów uznawany za wystarczający. Zwłaszcza, że dług o najkrótszym terminie zapadalności mamy pokryty w ponad 130 proc. - Cieszy poprawa pokrycia rezerwami zadłużenia zagranicznego sektora bankowego. W dobie zamieszania na rynkach i obaw o potencjalne skutki wycofania finansowania fakt, że rezerwy przewyższają zadłużenie o 48,9 proc. (poprzednio o 47,2 proc.) powinien być podkreślany jako istotnie stabilizujący. W dodatku wskaźnik ten poprawił się już trzeci raz z rzędu - zauważa Piotr Soroczyński z KUKE.