Przeznaczenie dodatkowo 0,5 mld zł z Funduszu Pracy (FP) na aktywne przeciwdziałanie bezrobociu w tym roku, ponad to, co zapisano w planie finansowym, na nowo rozgrzało dyskusję ekonomistów, na ile polityka wobec rynku pracy i pieniądze wydawane z FP konserwują bezrobocie, a na ile rzeczywiście pomagają w jego obniżeniu.
– Gdyby nie te dodatkowe pieniądze, trudno byłoby utrzymać w tym roku bezrobocie poniżej 13 proc. – przyznaje Jacek Męcina, wiceminister pracy. Szacuje, że dobrze wykorzystane 0,5 mld zł spowoduje obniżenie stopy bezrobocia o 0,3 pkt proc.
Jak wynika z naszych obliczeń, z FP na aktywną pomoc dla bezrobotnych od początku 2006 r. do końca tego roku zostanie wydanych 25,8 mld zł. To prawie tyle, ile przeznaczono na zasiłki (26,4 mld zł). W ciągu tych siedmiu lat stopa bezrobocia zmniejszy się najprawdopodobniej o niespełna 5 pkt proc. – z 17,6 proc. w końcu 2005 r. do niecałych 13 proc. na koniec roku według planów rządu.
Siedem lat temu w rejestrach było 2,8 mln osób, a pod koniec roku będzie, jeśli sprawdzą się prognozy resortu pracy, nieco ponad 2 mln. Ale to nie znaczy, że z różnych form pomocy służb zatrudnienia skorzystało tylko 800 tys. ludzi, jak by wynikało ze statystyki. Z szacunków „Rz" wynika, że do końca czerwca było to ponad 3,5 mln osób. Statystycznie więc na jedną osobę, która dostaje wsparcie z urzędu pracy, wydajemy nieco ponad 7 tys. zł.
– Te dane jeszcze raz pokazują, że skuteczność działań urzędów pracy wynosi ok. 40 proc. – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest Banku, i przypomina historię o tym, jak to w jednym z urzędów pracy, by zwiększyć zainteresowanie kursami, organizowano je po godz. 17 i dawano kursantom ciepły posiłek. – W ten sposób usankcjonowano to, że część z nich pracuje na czarno – dodaje ekonomista.