Projekt ustawy, który NBP przesłał pod koniec lipca do Ministerstwa Finansów, zakłada, że w ramach proponowanej regulacji maksymalny limit powinien zostać nałożony zarówno na opłatę akceptanta, czyli tę, która jest pobierana od punktu usługowego lub handlowego przyjmującego płatności kartą, jak i opłatę interchange będącą jej głównym składnikiem.
Pierwotnie stawki opłat kartowych miały być obniżone w drodze porozumienia. Jednak do prac zespołu powołanego przez NBP i mającego znaleźć kompromisowe rozwiązanie, nie przyłączyła się organizacja płatnicza MasterCard. Dlatego NBP uznał, że konieczne jest ustawowe cięcie stawek w Polsce, należących do najwyższych w Unii Europejskiej. To powód, dla którego sieć akceptacji płatności kartami tkwi u nas w stagnacji.
Proponowane w projekcie rozwiązania są podobne do tych, jakie próbowano wprowadzić w drodze porozumienia stron, biorących udział w obrocie kartowym.
Zgodnie z projektem opłata interchange pobierana od agenta rozliczeniowego na rzecz wydawcy karty płatniczej od początku przyszłego roku nie mogłaby być wyższa niż 1,1 proc. w przypadku kart płatniczych i 1,2 proc. dla kart kredytowych. W kolejnych latach maksymalne stawki spadałyby stopniowo tak, aby od 2017 roku wynosiły 0,7 i 0,84 proc.
Obecnie stawki w Polsce wynoszą ok. 1,6 proc. kwoty całej transakcji dla kart debetowych i 1,5 proc. dla kart kredytowych i obciążeniowych, podczas gdy średnia w UE to około 0,70 proc. wartości transakcji dla kart debetowych i 0,84 proc. dla kart kredytowych. Opłata ta jest w Polsce mniej więcej ośmiokrotnie wyższa niż np. na Węgrzech czy w Finlandii (tam wynosi 0,2 proc.) – uzasadnia projekt ustawy NBP. Dodaje, że opłaty interchange na rynku polskim utrzymują się na niezmiennie wysokim poziomie od mniej więcej dziesięciu lat, poza kilkoma wyjątkami mniejszych obniżek. A jednocześnie wysokie opłaty nakładane na akceptantów nie są bezpośrednio powiązane z faktycznymi kosztami obsługi płatności kartowych.