Niebywale nieracjonalny, by nie rzec po prostu głupi, i w rzeczy samej prowokujący ludzi do buntu, sposób uwarunkowania udzielenia nadmiernie zadłużonemu Cyprowi pomocy kredytowej przez Unię Europejską stwarza niezwykle niebezpieczny moment. W całym dotychczasowym toku europejskiego kryzysu finansowego i politycznego (bo jest to też ewidentny kryzys polityczny) jest to najgroźniejsza chwila. Sytuacja, do której doprowadzili i dopuścili europejscy politycy – łącznie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, której partia powinna przegrać nadchodzące jesienne wybory – grozi wymknięciem się spod kontroli.
3 x tak!
Tak, Cypryjczycy – niektórzy, bogatsza większość – żyli ponad stan i muszą ponieść tego konsekwencje. Tak, tolerowane – także przez Komisję Europejską i jej organa – było i jest wykorzystywanie banków cypryjskich jako pralni brudnych pieniędzy, głównie pochodzących z Rosji, z rozmaitych przekrętów, zwłaszcza z tzw. złodziejskiej prywatyzacji podczas skompromitowanego epizodu kremlowskiego neoliberalizmu w latach prezydentury Jelcyna. Tak, Cyprowi należałoby pomóc w wyjściu z impasu, bo sam sobie nie poradzi, a ogłoszenie przez ten mały kraj (mieszkańców mniej niż liczy Warszawa, a dochód narodowy, PKB 40 razy mniejszy niż w Polsce, czyli w skali całej UE to miejsce po przecinku...) niewypłacalności będzie miało olbrzymie konsekwencje. Już ma.
Jest wiele sposobów egzekwowania spłaty długów, w tym długu publicznego, ale konfiskata części oszczędności ludności ulokowanych w bankach jest jednym z najgorszych z możliwych. Trzymajmy kciuki, aby ludzie nie ruszyli hurmem na banki w innych krajach, no bo skoro przywódcy unijni mogli zaakceptować coś tak niedorzecznego w przypadku Cypru, to może i przydałoby się w Hiszpanii, we Włoszech, a nawet w Polsce? No bo na pewno nie w Niemczech albo Francji... U nas też kasa państwowa trzeszczy i zbyt wielu żyje z długów, więc może spłacić część tego publicznego, z którym rząd nie najlepiej sobie radzi, poprzez zajęcie części naszych depozytów bankowych...
Czyj jest dług publiczny?
Dług publiczny jest z definicji długiem całej publiczności, a więc koszty jego obsługi ciążą na całym społeczeństwie. Tu – i chyba tylko tu – jest pełen egalitaryzm. Każdy Cypryjczyk, podobnie jak i każdy Polak, ma identyczny udział w długu publicznym. Ale jest oczywiste, że nie każdy jest w stanie partycypować w takim samym stopniu w jego spłacie, bo ludzie mają różne dochody i różne majątki. Jest także oczywiste, że bogatsze warstwy społeczeństwa muszą w obsłudze długu publicznego partycypować w ponad proporcjonalnym stopniu. I od tego właśnie jest progresywny system podatkowy. Tymczasem neoliberalne sprzyjanie najzamożniejszym poprzez spłaszczanie progresji podatkowej prowadzi z jednej strony do wzbogacania się bogatych (jest takich trochę na Cyprze i co nieco w Rosji) kosztem średniaków i biedaków (tych wszędzie jest dużo więcej).
Tak więc od ściągania stosownej masy pieniędzy do kasy publicznej jest uczciwy system podatkowy, a nie skok na kasę, tyle że tym razem nie z ulicy, ale od środka systemu bankowego. Abstrahuję już od tego, że jest to absolutne łamanie legalnych umów zawartych uprzednio między bankami i deponentami. Przypomina to grabież w stylu nieekwiwalentnej wymiany pieniądza czy też unieważniania banknotu o najwyższym nominale, co niedawno zastosowano w Korei Północnej. Tego na Cyprze zrobić nie można, no bo są tam w obiegu właśnie euro, ale może by tak ogłosić tuż przed północą, że po jej minięciu nieważne są banknoty dwustuzłotowe...