O tym, że Chiny już za trzy lata prześcigną USA, pisali w marcu br. eksperci Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Za miarę wielkości gospodarek przyjęli jednak PKB liczony według parytetu siły nabywczej (tzn. z uwzględnieniem międzynarodowych różnic w cenach dóbr i usług).
Według innych szacunków, pod względem PKB przeliczonego na dolary po rynkowym kursie, Chiny miały dogonić USA nieco później, między 2020 a 2030 r. Ale i ta data wydaje się ekonomistom coraz bardziej wątpliwa.
Większość prognoz dotyczących rozwoju Państwa Środka opierała się na założeniu, że tamtejsza gospodarka będzie w stanie utrzymać ekspresowe tempo wzrostu. W pierwszej dekadzie tego stulecia rosła w średnim tempie 10,5 proc., w 2010 r. przerastając drugą wcześniej gospodarkę japońską. Ostatnio tempo wzrostu Chin wyhamowało do około 8 proc. i wydawało się, że na tym poziomie utrzyma się w kolejnych latach. Tymczasem USA miały rosnąć wolniej, niż przed kryzysem finansowym, w tempie około 2 proc. rocznie. Oba te założenia dziś wydają się wątpliwe.
- Najgorszym błędem, jakie można popełnić w prognozach – nie tylko dla Chin – jest prosta ekstrapolacja przeszłych trendów w przyszłość. Historia rzadko podąża po prostych liniach – wskazuje Patrick Chovanec, główny strateg Silvercrest Asset Management.
- Chiny znalazły się na rozdrożu i stanęły w obliczu ogromnego wyzwania, jakim jest zmiana modelu rozwoju – dodaje. Dotąd rozwój Państwa Środka bazował na inwestycjach i eksporcie, ale po kryzysie finansowym – gdy Amerykanie i Europejczycy ograniczyli wydatki – ten model stał się mniej atrakcyjny. Władze w Pekinie próbują więc przestawić gospodarkę na nowe tory, aby jej napędem były wydatki konsumpcyjne. Przejście do nowego modelu rozwoju może się wiązać z czasowym zahamowaniem wzrostu.