O wzroście kosztów inwestycji poinformowała rosyjską gazetę „Wiedomosti” przedstawicielka konsorcjum inwestorów Nord Streamu – Irina Wasiliewa. Jej zdaniem powodem wyższych wydatków są dodatkowe koszty administracyjne oraz środki związane z obsługą kredytów. Natomiast same wydatki na budowę, zakup rur i urządzeń oraz ich ułożenie są zgodne z opracowanym wcześniej budżetem.
Gdy szefowie koncernów Gazprom i E.On pięć lat temu ogłaszali plan budowy gazociągu z Zatoki Fińskiej przez Bałtyk do niemieckiego wybrzeża, szacowali koszty na ok. 5 mld euro. Ale już wówczas eksperci mówili, że zostały one zaniżone. Dwa lata temu prezesi rosyjskiej firmy przyznali, że na gazociąg trzeba będzie wydać 7,4 mld euro. Obecny kosztorys oznacza, że w porównaniu z pierwotnym planem wydatki będą wyższe o dwie trzecie.
[wyimek]5 mld euro miał kosztować Nord Stream zgodnie z pierwotnym planem[/wyimek]
Konsorcjum zdobyło kredyty na 3,9 mld euro (w poniedziałek w Londynie podpisało umowy z 26 bankami). Z tej kwoty 800 mln euro inwestorzy będą musieli zwrócić w ciągu dziesięciu lat, a pozostałe 3,1 mld euro – gwarantowane przez instytucje ubezpieczeń kredytowych – w ciągu 16 lat.
Akcjonariusze konsorcjum – Gazprom, E.On, BASF i holenderska Gasunie – mają pokryć 30 proc. kosztów budowy rurociągu. Inwestycja wzbudza wiele kontrowersji, i to nie tylko ze względu na obawy, jak wpłynie na środowisko Bałtyku, na dnie którego zalegają niewypały z obu wojen światowych. Dla Gazpromu to nowa droga dostaw gazu do Europy, dzięki której będzie mógł ograniczyć – w razie potrzeby – eksport rurociągami lądowymi – przez Ukrainę, Białoruś i Polskę.