W zdrowiu. Powinno się doprowadzić do tego, by składka pokrywała podstawowe leczenie i opiekę najbiedniejszych. Dodatkowe ubezpieczenia, które byłyby odliczane od podatku, finansowałyby pozostałe świadczenia lekarskie. A jeżeli ktoś chce mieć jakieś inne prywatne, to jest jego sprawa.
To można zrobić, wprowadzając reformę finansów publicznych, czy udałoby się tego dokonać w ciągu najbliższego roku?
Nie. Robienie reformy na łapu-capu nie ma sensu. Trzeba ją najpierw kompleksowo przygotować. Od strony podatkowej, wydatkowej, jak i od strony instytucji. Jeżeli zrobi się tylko jednostronnie, to będziemy mieli podobny efekt do tego, co zaproponowała Zyta Gilowska – obniżyliśmy stawkę rentową i mamy dziurę w budżecie na 2008 r. To musi być logicznie powiązane, biorąc pod uwagę, że musimy jednocześnie obniżyć deficyt finansów publicznych do poniżej 3 proc. PKB i spełnić pozostałe kryteria z Maastricht.
Na czym miałyby polegać te przygotowania?
Pierwsza zasadnicza sprawa to wyjść z prostymi rozwiązaniami, które uspokajają sytuację. Do pewnego stopnia te rozwiązania są w tej chwili wdrażane, przede wszystkim, co można z tego roku przerzucić na rok następny, czyli niewykorzystane rezerwy celowe powiązać w jedną rezerwę, przekazać na FUS, dzięki temu można obniżyć dotacje w przyszłym roku. Nie zakładam też, że będzie podwyżka płac dla nauczycieli i w administracji, bo to większość z tych oszczędności zjada od razu. Mówienie o tym, że tnie się jakieś wydatki bieżące, jest bardziej działaniem politycznym niż rzeczywistym. Na początek można było zrobić coś innego niż to, co zaproponował rząd, można było przyciąć limity, nie zmieniając budżetu. Mogło to zrobić Ministerstwo Finansów dyskretnie, a nie tak jak w tej chwili w otwarty sposób.