Do tego na rynku są pieniądze uciekające z nieruchomości, a światowy przemysł informatyczny potrzebuje coraz więcej złota. Wielu inwestorów, którzy nie wierzą, że dolar zdoła jakoś powstrzymać spadek kursu wobec euro i jena, wydaje dolary i kupuje złoto. Przy słabnącym dolarze wiele krajów na świecie wcale nie odczuwa zwyżki ceny kruszcu.
Jeśli dodamy do tego jeszcze bogacących się Chińczyków, a przede wszystkim rozkochanych w złotej biżuterii Hindusów, obraz będzie bardziej kompletny. Jest też druga strona medalu – problemy z podażą wynikające z kłopotów producentów związanych głównie ze strajkami w kopalniach złota w Afryce.
Mimo to analitycy twierdzą, że ceny metalu wzrosną do tysiąca, może nieco powyżej, dolarów za uncję i już dalej nie będą się piąć. JP Morgan przewiduje na ten rok średnio 814 dol. za uncję (o 100 dol. więcej niż trzy miesiące temu), a na 2009 – już tylko 767 dol.
Bardzo wysokie ceny zobaczymy jeszcze w pierwszej połowie tego roku, jeśli nie w tym kwartale. Wczoraj kurs złota po raz kolejny pobił rekord, sięgając w ciągu dnia 897,3 dol. Wystarczyła jedna wypowiedź szefa Fedu Bena Nernanke o możliwych obniżkach stóp. Po raz kolejny marsz w górę zatrzymał się jednak o kilka dolarów przed psychologiczną granicą 900 dol. W każdym razie kruszec jest najdroższy od 1979 roku, kiedy świat nie wiedział, w jakim kierunku pójdzie irańska rewolucja.
Wielu analityków z całym przekonaniem zaleca kupowanie złota. Popyt na ten metal ożywi się jeszcze, kiedy pojawią się raporty dotyczące prognoz dotyczących inflacji. Sporo spekulacyjnych pieniędzy ucieknie też z rynków metali przemysłowych. Inwestorzy, którzy nie rozumieją rynków energetycznych, z pewnością kupią złoto.