Niższe stopy procentowe i podatki, dokładniejsza kontrola działalności banków i obniżenie do bardziej racjonalnego poziomu dochodów banków – to główne postanowienia szczytu G20, czyli najsilniejszych gospodarek na świecie. Zdaniem ustępującego prezydenta USA George’a W. Busha proponowane kroki są prorozwojowe i zgodne z zasadami wolnego rynku.
Tyle że nie jest to decyzja globalna. Każdy z krajów ma wdrażać te postulaty tak, jak uzna za stosowne. W sobotę w Waszyngtonie przepadło natomiast kilka wcześniej forsowanych pomysłów. Nie powstanie globalny fundusz stabilizacyjny, za czym opowiadał się premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, ale i nie będzie zwiększonej etatyzacji gospodarki światowej, do której dążył prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Nadal też dolar pozostanie główną światową walutą, za czym opowiadają się nie tylko Amerykanie, ale i Japończycy. – Żadna waluta poza dolarem nie może być używana jako waluta światowa – tłumaczył przedstawiciel japońskiego ministra finansów.
Kraje G20 uznały, że w USA niezbędny jest kolejny pakiet stymulujący gospodarkę, bo już teraz wiadomo, że zaproponowany przez sekretarza skarbu Henry’ego Paulsona nie doprowadził do oczekiwanego przełomu. Sam Paulson przyznaje, że poniósł porażkę. Gordon Brown już w Waszyngtonie zapowiedział, że przed Gwiazdką dokona cięcia podatków.
Także decyzja Polski o obniżeniu stawek podatkowych od dochodów osobistych od roku 2009 wpisuje się w postanowienia szczytu. Nasz kraj, choć wysokością osiąganego PKB kwalifikuje się do G20, był w Waszyngtonie reprezentowany przez UE, jak większość członków Wspólnoty.
W Waszyngtonie w jednej sprawie doszło jednak do przełomu. – Nie ma żadnej logiki w podejmowaniu decyzji politycznych czy ekonomicznych bez najszybciej rozwijających się krajów z G20. Musimy już na zawsze brać udział w podejmowaniu globalnych decyzji – podkreślił prezydent Brazylii Inacio Luli. Tak jak spodziewali się komentatorzy, głos krajów najszybciej rozwijających się, w tym przede wszystkim tzw. BRIC (Brazylia, Rosja, Chiny i Indie), był wysłuchiwany na równi z potęgami z G7 (USA, Kanada, Włochy, Francja, Japonia, Wielka Brytania i Francja). Na początek obiecano im więcej miejsc we władzach MFW i Banku Światowego. Kraje bogate nagle zdały sobie sprawę, że w dzisiejszym kryzysie wiele zależy od pieniędzy chińskich, rosyjskich i arabskich.