[b]RZ: O jakich sprawach chce mówić premier Donald Tusk na szczycie w Brukseli?[/b]
Michał Boni: Mamy dwa przesłania, które się ze sobą sprzęgają. Pierwszy to reakcja na głosy protekcjonizmu, jakie się pojawiają w Unii i wobec których UE trochę jest bezradna. Jedna z tez, jakie ostatnio pojawiły się w prasie zagranicznej – niepozbawiona racji – dowodzi, że protekcjonizm jest pochodną słabości koordynacyjnej Komisji Europejskiej. Bo to jest bardzo trudny instytucjonalnie czas dla KE. Nikt nie wie, kiedy osiągniemy dno i będziemy mogli się odbić.
Z tej niepewności powstają napięcia, poluzowania wspólnej polityki, dotychczasowych zasad w UE. Na to nakłada się sytuacja w samej KE. Jesteśmy tuż przed wyborami. Tylko około 30 proc. komisarzy zostanie w swoich funkcjach, 60 proc. będzie startowało w wyborach. Ambicje personalne narastają. Komisja nie będzie więc mogła w takiej sytuacji działać sprawnie. I dlatego kraje takie jak nasz muszą wyraźnie powiedzieć, że protekcjonizm ma wyłącznie złe konotacje. Bo jeśli Europa się zamknie, to przegra z resztą świata gospodarczego, zostanie zignorowana. I dlatego trzeba dać silny głos przeciwny.
[b]A drugi wątek?[/b]
Chcemy rozpocząć debatę, o tym, co Europie jest bardziej potrzebne. Szybsza stabilizacja gospodarki, gdy większość krajów UE jest w euro, czy wolniejsza stabilizacja, gdy część jest narażona na znaczne wahania waluty, na grę krajowych walut.