Do niedawna wydawało się, że słowacka gospodarka będzie jaśniejącą gwiazdą na tle pogrążonej w recesji strefy euro. Ale od jesieni 2008 r. dramatycznie pogorszyły się wyniki eksportu i produkcji przemysłowej oraz sprzedaży detalicznej.
Problemy południowych sąsiadów to stanowiący 70 proc. PKB eksport i uzależnienie od przemysłu samochodowego (15 – 20 proc. PKB). A produkcja w tym sektorze z powodu spadku zamówień w Europie obniżyła się w styczniu i lutym o blisko
50 proc. Do tego dochodzi osłabienie sprzedaży detalicznej, czyli efekt rosnącej stopy bezrobocia (obecnie 9,8 proc.) i osłabienia walut Polski czy Czech. Mieszkańcy niewielkiej Słowacji zaczęli masowo robić zakupy za granicą, co zdaniem ekonomistów przyczyniło się do obniżenia dynamiki sprzedaży.
Dziś to Słowacja jest w jeszcze trudniejszej sytuacji niż Polska czy Czechy. Kurs euro nie osłabił się tak jak kurs złotego czy korony czeskiej i nie zwiększył konkurencyjności ich eksportu. – Słowacja boleśniej odczuje spadek eksportu niż inne kraje regionu – mówi Timothy Ash, ekonomista Royal Bank of Scotland w Londynie.
Jednak czy sytuacja bez euro wyglądałaby lepiej? Ekonomiści mają wątpliwości. Jak pokazuje sytuacja Czech czy Polski, spadek popytu za granicą ma większe znaczenie niż posiadanie własnej, osłabiającej się waluty. – To, co się dzieje obecnie z eksportem na świecie, nie jest tak bardzo wrażliwe na kurs wymiany – mówi Peter Montalto, ekonomista banku Nomura w Londynie. Słowacja rzeczywiście przyjęła rynkowy kurs wymiany euro, gdy korona była wyjątkowa silna (dotyczyło to wtedy i złotego, euro kosztowało 3,3 zł). – Nie robiłbym dramatu z kursu – dodaje Peter Montalto.