Odpowiedź na pytanie, czy Rosja jest dziś dla energetycznego bezpieczeństwa Unii partnerem wiarygodnym czy też ryzykownym, wywołała największe emocje wśród uczestników bukareszteńskiego forum.

– Rosja jest na razie na wygranej pozycji, bo ma zdefiniowane cele i strategię energetyczną do 2030 r. Europa powinna odpowiedzieć swoją koncepcją, wtedy będziemy wiedzieli, gdzie się spotykamy i czym różnimy – mówi „Rz” Wojciech Wróblewski, doradca ds. strategicznych prezesa Orlenu. – Niestety, Unia dotąd nie wypracowała jednolitego stanowiska, więc każdy z krajów prowadzi swoją politykę. Dla Europy Wschodniej i Środkowej najważniejsza jest dewersyfikacja. Musimy więc wywierać presję na różnych unijnych forach, by przyjęto w tej sprawie wspólne stanowisko, a projekty typu Nabucco nie pozostały na papierze.

Zdaniem Władimira Socora z Jamestown Foundation z USA Rosja wiele razy pokazała, że traktuje dostawy energetyczne jako narzędzie nacisku. Wymienił 2004 r. i przerwanie dostaw gazu na Białoruś (spór cenowy); 2006/2007 r. i przerwane dostawy dla Litwy jako karę za sprzedaż Możejek Orlenowi; 2008 r. – zakręcenie ropy Czechom i wreszcie ostatni konflikt z Ukrainą. – Tylko Czesi się obronili, bo dzięki dewersyfikacji mogli kupić brakującą ropę z rurociągu do Trestu – dowodził.

– Przez Rosję przebiegają linie tranzytowe z Azji. Ponieważ Rosja nie uznaje Karty energetycznej, to też nie uznaje się za kraj tranzytowy. Kupuje azjatycką ropę i odsprzedaje Europie lub zużywa na własne potrzeby – dodał Aleksander Rahr, dyrektor z niemieckiego Stowarzyszenia Rosja/Eurazja.

Marek Woszczyk, wiceszef URE, mówił, że rosyjski gaz to tylko 7 proc. całego zużywanego w Unii. Igor Prokofiew, wicedyrektor Rosyjskiego Instytutu Studiów Strategicznych, ripostował, że Rosja wywiązuje się z umów, a na konflikcie z Ukrainą zarobiły takie kraje jak Polska, dla której Gazprom zwiększył dostawy przez Białoruś.