Reklama

Ile kosztuje polski wkład do unijnej pomocy

Potrzeba 10 mld zł rocznie, by wykorzystać wszystkie pieniądze z UE. Polska jest w stanie udźwignąć taki ciężar dofinansowania, choć wymaga to dyscypliny

Aktualizacja: 21.09.2009 05:58 Publikacja: 21.09.2009 05:56

Ile kosztuje polski wkład do unijnej pomocy

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Łącznie w latach 2007 – 2015 musimy do dotowanych przez Unię przedsięwzięć dołożyć około 91,6 mld zł. Jak wynika z analizy Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową przeprowadzonej na zlecenie MRR, rocznie to ponad 10 mld zł.

Zdaniem autorów raportu Polska jest w stanie udźwignąć taki ciężar współfinansowania nawet w sytuacji kryzysu gospodarczego.

Marcin Tomalak, ekspert Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową i współautor analizy, wyjaśnia, że do prognozy przyjęto lepsze niż obecne wskaźniki makroekonomiczne (m.in. w latach 2009 – 2015 wzrost PKB na poziomie 3 proc., deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 1,5 proc. PKB w latach 2010 – 2012 i 1 proc. PKB w roku 2013). – Wzięliśmy pod uwagę spowolnienie gospodarcze, choć nie tak silne, jak to ma miejsce obecnie – mówi Tomalak. Mimo to jego zdaniem obecny kryzys nie zagraża, choć utrudnia wykorzystanie pomocy unijnej.

[wyimek]68 mld euro ma do wykorzystania Polska w ramach obecnego budżetu UE. Trzeba je wydać do 2015 r.[/wyimek]– Negatywnie na absorpcji może odbić się presja na wzrost wydatków na cele społeczne, konsumpcyjne, co ograniczy wielkość środków na cele inwestycyjne. Jednak ograniczenie to może dotyczyć przede wszystkim przedsięwzięć realizowanych wyłącznie ze środków krajowych. Racjonalne jest bowiem przesuwanie funduszy prorozwojowych na te projekty, których koszty przynajmniej częściowo finansowane są ze źródeł unijnych – tłumaczy.

Jednak w opinii Artura Bartoszewicza, eksperta ds. funduszy unijnych w Polskiej Konfederacji Przedsiębiorców Prywatnych Lewiatan, takie zabiegi przeczą idei polityki spójności. – Pieniądze unijne mają być dodatkowym źródłem finansowania, a nie zastępować środki krajowe – tłumaczy.

Reklama
Reklama

W tej sytuacji mogą zyskać podwójnie silniejsze finansowo podmioty, np. bogatsze samorządy. Z jednej strony to do nich trafią niewykorzystane środki. Z drugiej konkurencja w walce o dotacje będzie mniejsza.

Jego zdaniem większym zagrożeniem jest sprawność administracyjna. – Bariery prawne proceduralne mogą spowodować, że nie skorzystamy z części pomocy. – Przykładem jest budowa obwodnicy mazowieckich miast – Grodziska i Milanówka. Choć ta inwestycja ma zarezerwowane finansowanie, brak porozumienia władz obu miast ją opóźnia – wyjaśnia Tomalak.

Jednak eksperci się obawiają nadmiernego wzrostu długu publicznego i w tym upatrują największego ryzyka dla wykorzystania środków strukturalnych, m.in. przez samorządy. – Nie stać nas na stratę ani euro. Dlatego warto się zastanowić, czy w publiczne projekty unijne muszą być angażowane jedynie środki publiczne, czy nie jest możliwe zapewnienie finansowania w ramach partnerstwa publiczno-

-prywatnego albo innych form współfinansowania przez sektor prywatny – mówi Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers. Wiele jego zdaniem zależy także od odporności rządzących na żądania wzrostu wydatków konsumpcyjnych. A to w przyszłym wyborczym roku może być niezwykle trudne.

Z kolei zdaniem Grażyny Gęsickiej, minister rozwoju regionalnego w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, to obecne zbyt wolne tempo wydatkowania pomocy może nieść największe ryzyko jej utraty. – Obawiam się, że w kolejnych latach, pod koniec tego rozdania funduszy strukturalnych, dojdzie do spiętrzenia wydatków, któremu budżet nie podoła. Ponadto minister finansów będzie musiał „zwrócić” środki z zaliczki przekazanej przez Komisję Europejską, które teraz finansują inne cele. W lipcu było to 13 mld zł – mówi Gęsicka.

Nadmiernych wydatków na obsługę środków europejskich obawia się także Artur Bartoszewicz. – Przeprowadzone prognozy nie uwzględniają także innego obciążenia, jakim będą zwroty do budżetu UE dotacji przyznanych z naruszeniem zasad – zwraca uwagę Bartoszewicz.

Reklama
Reklama

Od 2007 roku Polska dysponuje około 68 mld euro pomocy, którą musimy wydać do 2015 roku. Do połowy 2009 roku realizowane były także inwestycje finansowane z poprzedniego unijnego budżetu z lat 2004 – 2006, z którego dostaliśmy 12,8 mld euro (łącznie ze środkami Funduszu Spójności, które musimy rozliczyć do końca 2010 roku). Analiza IBnGR dotyczy zatem wykorzystania łącznie ponad 80 mld euro.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki [mail=u.mironczuk@rp.pl]u.mironczuk@rp.pl[/mail][/i]

Łącznie w latach 2007 – 2015 musimy do dotowanych przez Unię przedsięwzięć dołożyć około 91,6 mld zł. Jak wynika z analizy Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową przeprowadzonej na zlecenie MRR, rocznie to ponad 10 mld zł.

Zdaniem autorów raportu Polska jest w stanie udźwignąć taki ciężar współfinansowania nawet w sytuacji kryzysu gospodarczego.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Finanse
UE wesprze Ukrainę bez zgody Węgier. Rusza pożyczka z rosyjskich aktywów
Finanse
Ministerstwo ujawnia nieprawidłowości w dotacjach z KPO dla firm HoReCa
Finanse
Kolacja z szefową banku sprzedana za 53 tys. zł. Aukcja Sotheby’s wsparła sztukę
Finanse
Elon Musk kupuje akcje Tesli za miliard dolarów. Kurs rośnie, a rynek szaleje
Finanse
Awaria systemu płatności w całej Polsce. Nie działały terminale w sklepach
Reklama
Reklama