– Estonia wygląda jak wzór dyscypliny fiskalnej, którą po greckim kryzysie Unia chciałaby wprowadzić w strefie euro – mówił Christian Keller, główny ekonomista ds. rynków wschodzących w banku Barclays.

Rzeczywiście, finanse publiczne tego niewielkiego bałtyckiego kraju (1,3 mln ludności, czyli mniej niż w Warszawie; a tamtejszy PKB to zaledwie 13,7 mld euro wobec ok. 310 mld euro w Polsce w 2009 r.) są w nadzwyczajnie dobrej kondycji. Nawet w czasie światowego kryzysu, gdy inne rządy stosowały potężne bodźce fiskalne dla pobudzenia swoich gospodarek, rząd w Tallinie trzymał wydatki w ryzach. Deficyt budżetowy w 2008 r. sięgnął zaledwie 2,8 proc. PKB. Dług publiczny Estonii, który w kilku krajach Unii przekracza 100 proc. PKB, w 2009 r. wynosił 7,1 proc. PKB.

Determinacja Tallina, aby zgodnie z planem przyjąć euro w 2011 r., była jednak bardzo kosztowna dla tamtejszej gospodarki. Spełnienie kryterium deficytowego, w myśl którego wydatki rządu nie mogą przekraczać przychodów o więcej niż 3 proc. PKB, wymagało od rządu przeforsowania w ubiegłym roku aż trzech rund cięć budżetowych o łącznej wartości 9 proc. PKB. Rząd premiera Andrusa Ansipa ograniczył m.in. pensje w budżetówce oraz podniósł stawkę VAT, akcyzy i składki na ubezpieczenia społeczne. Na domiar złego konieczność utrzymywania sztyw-nego kursu korony wobec euro blokowała dostosowania w gospodarce na drodze osłabienia waluty. Aby zachować konkurencyjność, tamtejsi eksporterzy musieli ciąć płace i ograniczać zatrudnienie. – Estonia ma sztywny kurs korony wobec euro, więc w kryzysie nie korzystała z dostosowań kursowych, ale nie odnosiła jeszcze korzyści z posiadania wspólnej waluty – tłumaczył „Rz” Zsolt Darvas, ekspert Instytutu Bruegel w Brukseli.

Niepewni przyszłości Estończycy, którzy przed kryzysem dzięki kredytowemu boomowi żyli ponad stan, gwałtownie zacisnęli pasa. W rezultacie załamał się popyt konsumpcyjny. W ślad za nim PKB tąpnął w 2009 r. o 14,1 proc. Głębsza recesja ogarnęła w UE tylko ościenne kraje: Litwę i Łotwę. Stopa bezrobocia, która jeszcze trzy lata temu oscylowała wokół 5 proc., w tym roku może się zbliżyć do 16 proc. W efekcie Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, do której Estonia została przyjęta w tym tygodniu, zaapelowała do tamtejszych władz, aby podjęły walkę z nasilającym się zjawiskiem ubóstwa.

Drastyczne cięcia budżetowe, choć podyktowane głównie chęcią wstąpienia do strefy euro, były zgodne z liberalną polityką gospodarczą, którą Estonia prowadzi od lat 90. W przeszłości taka postawa, której symbolem stały się liniowe podatki, przed kryzysem dała tej republice miano „bałtyckiego tygrysa”. W latach 2000 – 2007 rozwijała się ona w średnim tempie 8,3 proc., w UE ustępując nieznacznie tylko Łotwie. Wkrótce znów powinna wrócić do formy i estoński PKB może rosnąć nawet w tempie 3,8 proc.