10 maja Polska i Szwecja jako jedyne państwa UE, które nie należą do strefy euro, zadeklarowały udział w systemie pomocy dla krajów eurolandu zmagających się z kryzysem finansów publicznych. – To my decydujemy, czy pomagamy, i w jakiej skali – inaczej niż w przypadku członków eurolandu, którzy muszą partycypować określone kwoty – wyjaśniał wczoraj na konferencji Jacek Rostowski.

Odnosił się na niej do poniedziałkowego tekstu w „Rz”. Napisaliśmy, że analitycy Goldman Sachs wyliczyli ewentualne zaangażowanie Polski na 28 mld euro. Po naszej publikacji szef PiS i kandydat na prezydenta Jarosław Kaczyński zapowiedział, że zbada sprawę z uwagi na rozmiar ewentualnej pomocy. – Należy pamiętać o tym, że byłaby to zwrotna pożyczka – podkreślił Rostowski.

Dodał, że na ewentualną pomoc zgodzić się będzie musiała Rada Ministrów, a w przypadku większych kwot – Sejm. – Nie wyobrażam sobie większej katastrofy dla Polski niż rozpad strefy euro – tuż przed 10 maja takie zagrożenie istniało – wyjaśniał minister zgodę Polski na partycypację w systemie pomocowym. – Trudno sobie wyobrazić, że po rozpadzie strefy euro przetrwałaby Unia Europejska. A nikt nie dostaje z niej większych środków niż Polska.

Ministerstwo Finansów przygotuje także nowelizację ustawy regulującej udzielanie poręczeń i gwarancji Skarbu Państwa, tak aby mogły z nich korzystać pojedyncze państwa Unii.

Jacek Rostowski przypomniał też, że rząd zwróci się do Komisji Europejskiej o bezzwrotną pomoc na usuwanie skutków powodzi – chodzi o około 400 mln zł.