Ekonomista na zlecenie parlamentu przygotowuje analizę przyjętego przez rząd projektu ustawy budżetowej na 2011 rok. Rząd założył w nim, że tegoroczny deficyt budżetu zostanie zrealizowany w wysokości 48,3 mld zł, a w przyszłym roku sięgnie 40,2 mld zł. Osobno, w innych miejscach projektu wyszczególnia pozostałe dziury, jakie mogą się pojawić pomiędzy dochodami a wydatkami państwa.
– Abyśmy byli wiarygodni, musimy prezentować wszystkie elementy deficytu, wszystkich publicznych instytucji – mówi prof. Wernik. – Sumując deficyt samorządów, podsektora ubezpieczeń społecznych, środków unijnych, długi funduszu drogowego, pożyczki dla FUS i wydatki finansowane z prywatyzacji, otrzymujemy kwotę ponad 134 mld zł w tym i ponad 116 mld zł w przyszłym roku.
Były minister finansów Mirosław Gronicki jest trochę ostrożniejszy w wyliczeniach tegorocznego poziomu deficytu. – W ujęciu kasowo-memoriałowym, czyli nie według standardów unijnych, może on w tym roku osiągnąć poziom powyżej 125 mld zł. Sądzę jednak, że na potrzeby Brukseli zostanie wyliczony trochę inaczej – mówi.
I dodaje, że prawdopodobieństwo, iż będzie wyższy niż 100 mld, jest bardzo duże.
Zdaniem prof. Wernika trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakiej części na tę wielkość składają się wydatki bieżące, a w jakiej wydatki inwestycyjne. Ta druga część może być znacząca, ponieważ od czterech lat Polska notuje gwałtowny wzrost wydatków inwestycyjnych. – Mamy dostęp do środków z UE, aby je wydawać, musimy dołożyć z własnej kieszeni drugie tyle – zaznacza. Spodziewa się, że rząd uzyska zaplanowane pieniądze z podatków – 242,7 mld zł, ponieważ założenia makroekonomiczne skonstruowano bardzo ostrożnie. Według projektu budżetu wzrost PKB ma sięgnąć 3,5 proc., a inflacja 2,3 proc.