Parlament Europejski przegłosował wczoraj unijny budżet na przyszły rok. To kończy wielomiesięczne negocjacje między PE a unijnymi rządami, będącymi w sporze o to, jak finansować UE. Ostatecznie wydatki w 2011 roku wyniosą 126,5 mld euro, czyli o 2,9 proc. więcej niż w 2010 roku. Uzgodniony wzrost jest kompromisem między żądaniami Rady UE, która chciała zamrożenia wydatków, a pierwszą propo zycją eurodeputowanych wzrostu o 6,2 proc. Gdyby do porozumienia nie doszło w Unii, obowiązywałby tzw. budżet dwunastkowy: co miesiąc z kasy w Brukseli wydawane byłyby pieniądze stanowiące 1/12 budżetu z 2010 roku.

– Udało nam się zabezpieczyć budżet na 2011 rok. Mamy także zapewnioną współpracę nad przyszłymi wieloletnimi ramami finansowymi –mówił wczoraj Jerzy Buzek, przewodniczący PE. Tak naprawdę batalia toczyła się o to drugie. Parlament Europejski ma bowiem zapewnione w traktacie lizbońskim równe prawa do decydowania o budżetach rocznych. Ale one stanowią tylko księgowe wypełnienie wieloletnich ram finansowych, w sprawie których decyzje podejmuje Rada UE, a w PE jest jedynie konsultowany. Parlament chciał doprecyzowania swoich kompetencji i udziału wybranych eurodeputowanych w negocjacjach choć bez prawa głosu. Ostatecznie kierująca obecnie Unią Belgia przedstawiła deklaracje trzech państw, które obiecują, że włączą PE do negocjacji. Na razie bez konkretów. – To nie jest gwarancja – przyznaje Bu- zek. Ale uważa, że to dobry sygnał. Trójka państw to Węgry, Polska i Dania, które będę kolejno przewodniczyły UE w czasie negocjacji nad wieloletnimi ramami finansowymi na okres po 2013 roku.

Tradycyjnie to rządy chcą oszczędności, a Parlament proponuje większe wydatki, szczególnie w politykach będących wyrazem europejskiej solidarności, jak polityka spójności, z które dziesiątki miliardów euro płynie do Polski. –Europejska solidarność może niestety stać się pierwszą ofiara kryzysu – mówiła Sidonia Jędrzejewska, eurodeputowana PO, sprawozdawczyni przyszłego budżetu. Takie niebezpieczeństwojuż się pojawiło, bo na szczycie UE w październiku brytyjski premier David Cameron przeforsował zapis o oszczędnościach w przyszłym wieloletnim budżecie w reakcji na kry- zys. Dyskusja na ten temat ma się odbyć na szczycie, który odbywa się dziś i jutro w Brukseli. Jak mówią nieoficjalnie dyplomaci w Brukseli – sam Cameron stracił zapał do stawiania sprawy na ostrzu noża już teraz. Głównym tematem szczytu ma być bowiem trwały mechanizm antykryzysowy i konieczne do jego stworzenia zmiany w traktacie lizbońskim. – Brytyjczycy zdali sobie sprawę, że każda nowa awantura pokazujące podział w UE bardzo źle wpłynie na niespokojne rynki. A to może się od- bić na nich, ze względu na brytyjskie zaangażowanie w irlandzki sektor finansowy – mówi nieoficjalnie dyplomata jednego z państw UE.