Oficjalnie wszyscy są dumni, że w tak trudnych, pokryzysowych czasach udało im się spełnić wszystkie warunki i dołączyć do strefy euro. - Dzięki euro wrócą do nas inwestorzy, którzy obawiali się wahań kursów korony. Oczywiście nasza waluta była ładniejsza, banknoty korony były kolorowe, a euro takie ładne nie jest. Jednak inwestorzy nie patrzą na to, czy banknot jest ładny, ale czy waluta jest bezpieczna - zapewnia premier Estonii Andrus Ansip. Premier dodaje, że jeden sukces już odnoował, analitycy przestali traktować Pribaltikę jako jeden organizm, ale rozróżniają dzięki euro Estonię od Łotwy i Litwy z Łotwą.
W nieoficjalnych rozmowach mieszkańcy kraju przyznają jednak, że są przerażeni obserwując w jakim tempie rosną ceny. - Podrożało niemal wszystko - mleko, chleb, cukier - wyjaśnia Nadia, ze sklepu z pamiątkami. - Gdy porównuję, ile płaciłam za produkty wcześniej, okazuje się, że teraz muszę wydać 20, a czasem nawet 30 proc. więcej.
Żal im się rozstawać z własną walutą, która była dla nich symbolem niepodległości, wiedzą jednak, że nie było innego wyjścia. Korona od początku, czyli od 1992 roku była powiązana najpierw z niemiecką marką, potem z euro. Dla nich przyjęcie unijnej waluty to był naturalny krok. Nie udało im się go zrobić w 2007 roku, kiedy wniosek Estonii Bruksela odrzuciła, bo przekroczony został dopuszczalny poziom inflacji, teraz poszło już gładko. - To dla nas żaden problem, musimy się tylko nauczyć nowych pieniędzy - mówi sześdziesięcioletnia Ina, która na miejscowym targu sprzedaje własne wyroby. - Cen nie podniosłam, przeliczam jak kazali, a co będzie - zobaczymy.
Oficjalny przelicznik to 15,64 korony za jedno euro. Jak można się było oczekiwać zaokrągleń nie udało się uniknąć. Grzane wino kosztowało 30 koron, teraz powinno 1,92 euro, kosztuje 2 euro. Jeszcze bardziej podrożał pamiątkowy magnes na lodówkę, za który wcześniej trzeba było zapłacić 180 koron, a teraz zamiast - jak to wynika z przelicznika - 11,5 euro, już 13 euro. Na pytanie dlaczego sprzedawca wzrusza ramionami.
- Obserwujemy to zjawisko, ale jednocześnie wielu przedsiębiorców zadeklarowało, że ceny pozostaną na niezmienionym poziomie - mówi Siim Raie, szef Izby Przemysłowo-Handlowej z Tallina. Izba w porozumieniu z rządem zawiązała Pakt Uczciwych Cen: sklepy i firmy, które go podpisały, nakleiły na swych oknach nalepki informujące, że nie podnoszą cen.