Jak dowiedziała się „Rz", już sześć krajów zdecydowało się dołączyć do paktu na rzecz euro. Są to: Polska, Dania, Litwa, Łotwa, Bułgaria i Rumunia. Na uczestnictwo w inicjatywie nie zdecydowały się na razie: Wielka Brytania, Szwecja, Węgry i Czechy.
Ten ostatni kraj oficjalnie swoją decyzję ogłosi dziś, po spotkaniu rządu, ale z naszych informacji wynika, że decyzja będzie na „nie". – Większość elementów paktu nam odpowiada, ale punkt dotyczący współpracy podatkowej oraz dodatkowych regulacji dla banków budzi zaniepokojenie – mówi nam czeski dyplomata. Kwestia koordynacji podatkowej nie podoba się też Węgrom. Z kolei Szwecja obawia się fragmentu dotyczącego kontrolowania wzrostu płac. Wielka Brytania co do zasady chce natomiast zachować jak najdalej idącą suwerenność gospodarczą.
Oficjalna inauguracja paktu na rzecz euro, czyli „ściślejszej koordynacji polityki gospodarczej w celu zwiększenia konkurencyjności i konwergencji" nastąpi na dwudniowym szczycie UE, który rozpoczyna się jutro w Brukseli. Państwa strefy euro muszą w nim uczestniczyć, pozostali robią to na zasadzie dobrowolności. Mogą się zadeklarować już teraz albo w dowolnym momencie w przyszłości. – Drzwi pozostaną otwarte, choć wygląda na to, że tylko w jedną stronę – mówi „Rz" wysoki rangą unijny dyplomata. Czyli wejść będzie można, ale wyjść już nie.
Donald Tusk już 11 marca ogłosił w Brukseli, że Polska do paktu dołączy. Jest też przekonany, że nie nastręczy on nam żadnych problemów.
Na razie pakt mówi o czterech obszarach koordynacji, a dokładniejsze wskaźniki będą ogłaszane w przyszłości. Mowa o konkurencyjności, co oznacza ułatwienia w prowadzeniu biznesu, inwestycje w badania i rozwój, a także powiązanie wzrostu płac ze wzrostem produktywności. W propozycji nie znalazł się ostatecznie pomysł zniesienia indeksacji płac. – To lepiej. Musi być powiązanie płac z produktywnością i kontrola tego procesu. Ale czasem społeczne modele uzgadniania wzrostu płac są bardzo efektywne, np. w Niemczech, Holandii czy Austrii. Tam produktywność jest bardzo wysoka – mówi unijny komisarz ds. zatrudnienia i polityki społecznej Laszlo Andor.