Przedstawiciele branży motoryzacyjnej uważają, że kluczowym elementem porozumienia, które ma przynieść 2 mld dol. oszczędności rocznie, będzie przyszła budowa wspólnej platformy dla małych samochodów. Peugeot ma w tym segmencie doświadczenie – modele 107 i 207 okazały się rynkowym sukcesem. – Wydaje się, że cały GM będzie musiał w przyszłości nieco zboczyć w stronę mniejszych aut, zwłaszcza w USA, bo produkcja pikapów, czy trucków może zacząć spadać. Z kolei opracowana wspólnie z Peugeotem platforma pozwoliłaby na obniżenie kosztów, bo niemiecka technologia jest bardzo dobra, ale nie tania – powiedział „Rz" wysoki rangą przedstawiciel Peugeota.
2 mld dolarów rocznych oszczędności ma przynieść obydwu koncernom współpraca
Na to potrzeba jednak czasu: platforma dla nowego auta powstałaby prawdopodobnie dopiero w 2016 roku. Do tego czasu współpraca miałaby węższy zakres i polegałaby na wzajemnym „testowaniu" możliwości oraz wykorzystaniu efektu skali, np. przy wspólnych zakupach czy logistyce. Można przypuszczać, że obydwa koncerny będą chciały współpracować przy budowie wspólnego silnika – takie rozwiązanie zastosowano w przypadku trzech małych bliźniaczych samochodów Toyoty (model aygo), Citroena (C1) i Peugeota (107) produkowanych w czeskiej fabryce Toyoty w Kolinie.
Kto na aliansie bardziej skorzysta? Obie firmy mają kłopoty: Peugeot ma duże straty w Europie, za to większy udział w europejskim rynku. GM też traci, choć mniej, ale też jego udział jest mniejszy. Za to jest firmą globalną. Wspólne przedsięwzięcie pozwoliłoby więc francuskiej marce zaistnieć bardziej globalnie, a Amerykanie zyskaliby w Europie, na czym im bardzo zależy. Ale oba koncerny są na razie bardzo ostrożne w przygotowaniu wspólnych planów, by móc się ewentualnie wycofać.
Przy tej okazji natychmiast pojawiły się spekulacje, które europejskie fabryki zostaną przeznaczone do zamknięcia w sytuacji, gdy obydwie firmy mają nadwyżkę mocy produkcyjnych. Peugeot w ogóle nie odpowiada na takie pytania, chociaż pod koniec ubiegłego roku zapowiadał zwolnienie 5,8 tys. pracowników. Było to jednak nie do przyjęcia przed wyborami prezydenckimi.