W ciągu trzech lat od założenia spółka kierowana przez Marcina i Katarzynę Plichtów otworzyła oddziały w całym kraju. Stoiska oferujące lokaty i pożyczki stoją nawet w supermarketach, a przedstawiciele Amber Gold zapewniają, że firma właśnie przekształca się w spółkę akcyjną i szykuje do debiutu giełdowego. Niby wszystko w porządku, ale...
Skąd wątpliwości
Dlaczego działalność Amber Gold budzi skrajnie negatywne emocje wśród osób związanych z rynkiem kapitałowym? Można to wytłumaczyć na prostym przykładzie. Klient Amber Gold, który otworzyłby trzymiesięczną Lokatę w Złoto Plus na początku marca, zarobiłby gwarantowane 11,2 proc. w skali roku, a więc ponad 3,5 proc. w ciągu trzech miesięcy. Jak to możliwe, skoro w tym okresie cena złota wyrażona w złotych wzrosła tylko o 2 proc.?
– Nie da się – odpowiada krótko przedstawiciel jednego z TFI. – Schemat działalności Amber Gold to klasyczna piramida finansowa. Na spłatę zapadających lokat wraz z odsetkami firma przeznacza pieniądze z lokat dopiero co założonych, kończących się później. Interes się kręci, dopóki do systemu napływają pieniądze. Kiedy klienci przestaną wpłacać, Amber Gold nie będzie miał z czego oddać tym, którzy lokaty już pozakładali – dodaje.
Amber Gold tłumaczy jednak, że oprocentowanie lokat nie musi bezpośrednio korelować z aktualnymi kursami złota, a mechanizm depozytu towarowego nie jest piramidą finansową (patrz ramka).
Na bakier z Komisją
Na tym jednak wątpliwości się nie kończą. Marcin Plichta był w przeszłości skazany prawomocnym wyrokiem za przywłaszczenie mienia. Działalność samej spółki nie podoba się z kolei Komisji Nadzoru Finansowego.