Na koniec drugiego półrocza zadłużenie Polski wyniosło 842,65 mld zł – podało Ministerstwo Finansów. To o 3,3 proc. (27,3 mld zł) więcej niż na początku roku oraz 7,2 proc. więcej niż rok wcześniej (56,7 mld zł).
Według szacunków ekonomistów to wciąż poniżej 55 proc. PKB, czyli konstytucyjnego progu ostrożnościowego. – Ale na koniec roku możemy niebezpiecznie balansować na tej granicy – komentuje Mirosław Gronicki, b. minister finansów. Przekroczenie 55-procentowego progu to np. konieczność natychmiastowego równoważenia budżetu, tak by deficyt wynosił 0 zł. – Choć oczywiście wiele zależy od rozwoju sytuacji – podkreśla Gronicki.
Zagrożenia płyną przede wszystkim ze spowalniającej gospodarki. – Nominalny poziom PKB będzie zapewne niższy od 1,612 biliona zł planowanych przez rząd, a to oznacza, że trudniej będzie zmieścić się w limitach – zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Wyższy za to będzie deficyt sektora finansów publicznych, w tym także deficyt budżetu. Obecnie rząd szacuje, że skończy się 31,7 mld zł, choć jeszcze w czerwcu była nadzieja na 26,8 mld zł.
– W tej sytuacji ważne jest, jak resort finansów zamierza finansować ten deficyt. Jeśli będzie tak samo aktywnie jak dotychczas pozyskiwał ze sprzedaży aktywów, to może uda się uniknąć kłopotów – zauważa Gronicki. Skarb Państwa zamierza sprzedać 10 proc. akcji PZU, a w ma jeszcze w swoich zasobach udziały w kilku spółkach.
Wiele zależy też od kursu walut. Obecnie ok. 50 proc. naszego zadłużenia jest w rękach inwestorów zagranicznych, a 31 proc. jest wprost denominowanych w walutach obcych.?Zmiany kursu mocno więc wpływają na jego wysokość. Na koniec ub.r., gdy kurs wystrzelił do 4,4 zł za euro, resort finansów musiał się mocno nagimnastykować, by utrzymać dług poniżej 55 proc. PKB.