- Europejski Fundusz Społeczny jest bankrutem i nie może już dłużej finansować potrzeb swoich beneficjentów – stwierdził Alain Lamassoure, przewodniczący komisji ds. budżetu w Parlamencie Europejskim. – W przyszłym tygodniu niewypłacalność ogłosi program dla studentów Erasmus, a pod koniec miesiąca Fundusz Rozwoju i Innowacji - dodał.
Winny oczywiście jest kryzys. Przemawiając na konferencji prasowej w Luksemburgu Lamassoure stwierdził, że niedobory finansowe są wywołane działaniami rządów, które walczyły o cięcia w wysokości 4 mld euro w budżecie UE oraz polityką oszczędności, jaka dominuje obecnie wśród krajów Wspólnoty. Fala cięć, jaka przetacza się przez Stary Kontynent, mocno uderzyła po kieszeni niektóre programy unijne. Bruksela już zaczęła szukać dodatkowych pieniędzy. Spekuluje się, że w ciągu najbliższych kilku tygodni Janusz Lewandowski, Komisarz Europejski ds. Budżetu i Programowania Finansowego, zwróci się do krajów członkowskich z prośbą, by te „dorzuciły" kilka miliardów ekstra. Alain Lamassoure ocenia, że obecne potrzeby finansowe wynoszą około 10 mld euro.
Podczas konferencji Lamassoure poinformował, że bez dodatkowych pieniędzy UE nie będzie w stanie zwrócić pieniędzy, które powinny być przelane poszczególnym krajom członkowskim. Nie są to małe kwoty. Według jego wyliczeń najwięcej stracą Hiszpanie, którzy nie otrzymają 900 mln euro. 600 mln nie popłynie do Grecji. 400 mln euro nie trafi do Francji, a 200 mln do Wielkiej Brytanii.
- Te kraje mają prawo do zwrotu tych pieniędzy. Nie jest tak, że je stracą. Będą musiały jednak na nie dłużej poczekać – stwierdził Lamassoure. W jego ocenie Wielka Brytania, która była prowodyrem cięć w budżecie na 2012 r., strzeliła sobie w stopę i doprowadziła do „absurdalnej sytuacji".
Londyn nie podpisuje się pod tym stwierdzeniem i nadal pozostaje w opozycji do pomysłów zwiększenia składek do unijnej kasy. Wielka Brytania nie jest samotna. Brytyjczycy do spółki z Austriakami, Belgami, Francuzami, Niemcami i Finami odmówili wydania zgody na propozycję Komisji Europejskiej, która zakłada wzrost wydatków budżetowych UE w 2013 r. o 6,8 proc. w porównaniu do bieżącego roku. Oznaczałoby to, że przyszłoroczny budżet UE byłby wyższy o 9 mld euro i wyniósłby 138 mld euro. Nie ma w tym nic zaskakującego. Cała wymieniona siódemka to tzw. płatnicy netto do budżetu UE. Oznacza to, że więcej do niego wpłacają niż otrzymują. Przywódcy tych krajów stwierdzili, że skoro oni zaciskają pasa to UE też powinna.