Ich ceny wzrosły, a rentowności spadły (por. wykres). Czy to wystarczy, żeby nazwać polski dług inwestycyjną „bezpieczną przystanią", do której inwestorzy uciekają, gdy na rynkach rządzi niepewność?
– Inwestorzy, którzy kupują nasze obligacje doskonale zdają sobie sprawę z tego, że w strefie euro jest kryzys. Ceny polskich papierów zaczęły rosnąć już po sierpniu 2011 r., kiedy obawy o przyszłość eurolandu sięgały zenitu – zwraca uwagę Krzysztof Izdebski, zarządzający funduszami obligacji w Union Investment TFI.
To oznacza, że cypryjskie problemy nie zmieniają na gorsze oceny naszego kraju w oczach inwestorów.
– Mówimy o dużych bankach azjatyckich i europejskich, w tym niektórych bankach centralnych, ubezpieczycielach i zagranicznych funduszach inwestycyjnych – dodaje Krzysztof Izdebski. – To co się teraz dla nich liczy, to nie tyle rentowność inwestycji, ile jej bezpieczeństwo. Polska jest dla nich wypłacalnym krajem o zdrowych finansach i perspektywach wzrostu gospodarczego – podkreśla.
Złudne bezpieczeństwo
Do obligacji amerykańskich czy niemieckich bundów jeszcze nam jednak daleko. – W przypadku prawdziwej paniki na rynkach i finansowej katastrofy, np. wychodzenia dużych krajów ze strefy euro, inwestorzy na pewno będą się pozbywać naszych obligacji, ich rentowności wzrosną a ceny spadną – mówi Izdebski.