Kiedy patrzymy na wzrost chińskiego eksportu (o 11,7 proc.), wydaje się, że wszystko jest w porządku. Import zwiększył się o 6 proc. To w takim razie skąd ten deficyt?
– Dane dotyczące eksportu wydawały się przez wiele miesięcy się zbyt wysokie – uważa Zhu Haibin, główny chiński ekonomista chińskim w JP Morgan. W podobnym tonie wypowiadają się również inni analitycy.
Według oficjalnych danych w lutym eksport zwiększył się o 21,8 proc., a o 25 proc. w styczniu. To wszystko nastąpiło mimo ewidentnych kłopotów na rynku Unii Europejskiej i nadal niezbyt wybujałym popycie w Stanach Zjednoczonych. Zresztą Chińczycy już przyzwyczaili analityków, że zazwyczaj wzrost eksportu jest większy o średnio 7,5 pkt proc. od tego, co przewidywali.
Tym razem jednak nie wyklucza się, że dane eksportowe były „napompowane" i pozwalały Chińczykom przekazywać pieniądze na krajowy rynek nieruchomości.
Cała praktyka wyglądała następująco: eksporter zawyżał wartość dóbr wysyłanych za granicę i razem z towarem przekazywał partnerowi biznesowemu pieniądze. Nadwyżka ponad rzeczywistą wartość towarów lądowała na zamorskim rachunku eksportera, który sprowadzał ją do kraju.